Muza SA, Warszawa 2014.
Sens marzeń
Z jednej strony jest tu rzadki dar, piękny i cenny, a do tego – na całe życie: umiejętność latania. Z drugiej – bardzo przyziemne kłopoty w rodzinie, brak zrozumienia, więc i w efekcie pewien rodzaj lęku przed brakiem akceptacji. Sally Gardner przypomina, co dzieje się z ludźmi, którzy zapominają o własnych marzeniach. Jej „Chłopiec, który umiał latać” to książka o prawdziwych uczuciach, bez względu na baśniowy motyw i jego fabularną realizację. Talent do latania nie przekreśla automatycznie życiowych trosk, może je nawet pogłębić, kiedy nie spotka się z uznaniem ze strony najbliższych. Tu sprawa jest bardziej poważna, bo akceptacji rozpaczliwie potrzebuje dziecko – a wsparcia od zmęczonych rodziców (zwłaszcza od sfrustrowanego ojca) uzyskać nie może mimo starań. W obliczu takich postaw bohater nie da rady cieszyć się swoimi zdolnościami. Fakt, że jest wyjątkowy, nie stanowi żadnej pociechy, skoro takiej oceny ojciec nie podziela.
Thomas dar latania otrzymuje na urodziny od Grubaśnej Wróżki, kobiety, która jest karykaturą wróżek i czarodziejek bajkowych. Grubaśna Wróżka wydaje się być przeniesiona ze świata satyry. Ale swoją powinność spełnia, bez względu na wrażenie, jakie wywołuje. Thomas wypowiada życzenie, którego nawet sobie nie uświadamiał. Nie jest dzieckiem sportowo utalentowanym, nie przepada za aktywnością fizyczną, więc być może chęć latania wiąże się z wolnością, jakiej na co dzień nie zaznaje. Chłopiec jeszcze nie wie, że odważne życzenie przyczyni mu trochę problemów w szkole i całkiem sporo – w domu. A wszystko z jednego powodu: tata Thomasa dawno zapomniał, jak to jest być szczęśliwym. Już nie potrafi cieszyć się z marzeń, stał się ponury i zgorzkniały, a swoje frustracje wyładowuje na rodzinie. Tu nawet sztuka latania nie może uratować sytuacji.
Sally Gardner prezentuje dziecięcego bohatera, który dostrzega problem, ale nie potrafi mu zaradzić. Thomas chciałby, żeby jego tata odzyskał radość życia, poświęciłby dla niego nawet swoje życzenie, gdyby tylko wróżka mu na to pozwoliła. Nieszczęśliwy ojciec hamuje szczęście dziecka – w tej lekturze prosta zależność wybrzmiewa bardzo wyraźnie. Na nic piękne doświadczenie, jeśli nie można się nim dzielić. Bohater musi dopiero odnaleźć w sobie siłę i nauczyć się wyrażać uczucia, żeby przystąpić do wprowadzania zmian. Gardner zaznacza, że są one możliwe, przywraca postaci wiarę – ale tłumaczy też, że do pewnych zachowań trzeba dojrzeć. Mali odbiorcy znajdą u Thomasa potrzebną im odwagę.
Baśniowa otoczka w „Chłopcu, który umiał latać” odwraca uwagę od realnych trosk i sprawia, że odbiorcy nie będą czuć się przygnębieni tą historią. Kolejne magiczne dziecko pojawia się w serii po to, by dać małym czytelnikom nadzieję – nawet w przegranych sprawach tkwi szansa na ocalenie. Gardner wprowadza do tego tomiku sporo goryczy, ale nie naraża nikogo na pesymistyczne oceny świata. Taki klimat jest jej potrzebny do napięcia przed finałem. Dzieci bez trudu wyłapią przesłania autorki – ale będzie to tylko dodatek do wywołującej duże wrażenie lektury. W końcu nie zawsze można spełniać marzenie o lataniu. Thomasowi się to udaje – dlatego, że są dla niego kwestie ważniejsze niż latanie, latanie to tylko droga do osiągnięcia ważniejszego celu. Sally Gardner pozwala odbiorcom zastanowić się nad najskrytszymi pragnieniami, ale oprócz tego zapewnia im ważną – i ładną fabularnie – historię z głębokim przesłaniem. „Chłopiec, który umiał latać” to zgrabnie napisana książka, prosta a jednocześnie przesycona niezwykłością. Na tę pozycję warto zwrócić uwagę maluchów – tych, które lubią marzyć i tych, które uczą się samodzielnie czytać – bo publikacja przygotowana została też tak, żeby ćwiczyć na niej tę sztukę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz