Prószyński i S-ka, Warszawa 2015.
Uczucia w ogrodzie
Kasia Bulicz-Kasprzak tym razem omija wygodne i jednoznacznie optymistyczne scenariuszowe koleiny. W swoim „Domu na skraju” walczy z modą na serdeczne obyczajówki. U jej bohaterów problemów jest zwykle więcej niż pocieszeń, a fakt przemilczania niektórych zmartwień nigdy nie pomaga. I chociaż autorka ozdabia opowieść motywami ogrodniczymi, często powracającymi w obyczajówkach z pogranicza romansu, nie daje się ponieść łatwym rozwiązaniom. „Dom na skraju” zabiera odbiorców w nieupiększony świat międzyludzkich relacji, świat, w którym praca nad roślinami jest jedynym pewnikiem i szansą na wyciszenie emocji.
Marta rozstała się z Olkiem. Mimo przyjaźni z dzieciństwa małżeństwo nie przetrwało, więc kobieta wraca do domu rodziców – na ulicę Różaną – żeby nabrać dystansu do swoich problemów i życiowych niepowodzeń. Powoli przypomina sobie, co dawniej sprawiało jej przyjemność, jakimi marzeniami żyła i za czym tęskniła. Dowiaduje się, że może do tego wrócić. Młodsze pokolenie reprezentuje też Karolina, żona i matka niszczona przez przerośniętą ambicję. Karolina nie potrafi się zdefiniować i próbuje żyć cudzymi nadziejami. Sylwia mści się na byłym facecie, Agata wikła w nieudany związek od początku skazany na porażkę. Pokolenie rodziców też nie jest wolne od błędów. Rodzice Marty od trzydziestu lat żyją obok siebie jak obcy ludzie, Janusz po wypadku zamknął się w sobie i korzysta z przymusowego odosobnienia, karząc żonę za przeszłość. Maria skrycie kocha się w sąsiedzie i pisze dla niego (słabe) wiersze. A to nie koniec: galeria postaci rozwija się coraz bardziej i nikt już nie może być pewny swoich uczuć czy zachowań bliskich. Ulica Różana nie jest oazą spokoju.
Cała powieść składa się ze strzępków: pojedyncze scenki i sytuacje bardzo powoli prowadzą do spójnego obrazu całości. Autorka przeskakuje między bohaterami, chce zaprezentować wszystkich naraz i otworzyć czytelniczki na ich skomplikowane rodzinne relacje. Nie wierzy w wizje wielkich i spełnionych miłości i nie zarzuca kolejnymi westchnieniami: tu do głosu dochodzi proza życia, bez sentymentów i bez idealizowania związków. Droga do szczęścia być może gdzieś istnieje, ale żeby na nią trafić, trzeba najpierw uporać się z przeszłymi i teraźniejszymi kłopotami. Tych nigdy nie brakuje. W takim nagromadzeniu zmartwień gród może być pomocą i ucieczką.
Dla Kasi Bulicz-Kasprzak ogród jest ważnym tematem. Autorka przywołuje mnóstwo ogrodniczych porad i wskazówek, urealniając tym samym bohaterki, rozmiłowane w pięknie kwiatów. Do pracy zaprzęga wszystkich, bez względu na wiedzę i umiejętności – dzięki temu do narracji trafiać mogą porady o różnym stopniu zaawansowania. A na ulicy Różanej zadbany ogród to niemal przedmiot rywalizacji – warto zatem zatroszczyć się o jego wygląd. Autorka zgrabnie manewruje odczuciami postaci – czasem emocje przekładają się na kwiaty, a czasem dzięki ogrodnictwu stają się uświadamiane. Tu autorka woli mieć w odwodzie kilka celnych przenośni, żeby nie zamęczać odbiorczyń dosłownością kolejnych wypadków.
„Dom na skraju” jest bliżej powieści psychologicznej niż prostej i ciepłej obyczajówki. Autorka proponuje fabułę dla czytelniczek, które lubią częste zmiany, a nie trawią prostolinijności i przewidywalnych rozwiązań. W tej powieści, chociaż zamkniętej i ograniczonej do lokalnej społeczności, pojawia się cały zestaw różnorodnych zależności, uczuć oraz konsekwencji dawnych, dokonywanych pod wpływem chwili, wyborów. A jednak Bulicz-Kasprzak nie zamierza bez przerwy roztrząsać decyzji postaci i ich postaw: woli zdecydowane działania, nawet wówczas, gdy te wydadzą się zbyt radykalne w stosunku do konwencji obyczajówki. Pewne jest, że „Dom na skraju” nie powiela sprawdzonych i naiwnych fabuł z czytadeł, a próbuje w nim autorka zaproponować własną wizję interpersonalnej sieci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz