czwartek, 30 kwietnia 2015

Beata Ostrowicka: Elementarz

Nasza Księgarnia, Warszawa 2015.

Lekcja czytania

To piękne, jak można dać się wciągnąć w „Elementarz”. U Beaty Ostrowickiej powracają te wszystkie cechy dobrych czytanek, które doceniało się w dzieciństwie. Autorka stylistycznie nawiązuje do klasyki pierwszych dziecięcych lektur z podręczników, proponuje maluchom książkę, której w procesie edukacji nie sposób pominąć. „Elementarz” w dodatku rośnie razem z odbiorcą – i towarzyszy mu nie tylko podczas poznawania liter, ale i podczas odkrywania przyjemności czytania. To książka, jakiej na rynku wydawniczym brakowało: rzeczywisty podręcznik czytania, dostarczający rozrywki i trafiający w potrzeby najmłodszych (oraz ich rodziców”). Z „Elementarzem” nie trzeba się bać, że dziecko nie polubi książek. Szybko odkryje zalety literatury, a przy okazji uniknie też problemów z nauką rozpoznawania liter.

„Elementarz” rozpoczyna się krótkim przedstawieniem bohaterów. O tyle nietypowym, że nawiązującym do historyjek obrazkowych. Na ilustracjach Katarzyny Kołodziej pojawiają się ciekawe dla dziecka obyczajowe scenki, a niektóre elementy rysunków zyskują swoje podpisy. W tych podpisach znajdują się nazwy przedmiotów (obraz, jabłko czy namiot), wykrzyknienia (ładnie! hop hop!) i imiona postaci (Lenka, Itek). To okazja do poznawania liter, wyłapywania przez malucha skojarzeń dźwiękowych i znaków, a także do porównywania wyrazów traktowanych jak „obrazki” (czytanie metodą globalną przyświeca idei „Elementarza”). Maluchy mają opowiadać oglądane sytuacje – nieprzypadkowo tom nawiązuje do serii Poczytaj mi, mamo – tu w wersji Poczytam ci, mamo. Opowiadanie treści obrazków staje się wstępem do prawdziwego czytania. Najmłodsi rozwijają słownictwo i uruchamiają wyobraźnię, tworząc własne minifabułki.

Drugim krokiem są tekstowe wyliczanki: proste zdania lub równoważniki zdań, jeszcze bez dwuznaków w obrębie słów. Tu Ostrowicka znajduje miejsce na silne emocje, dziecięce radości i dowcipy. Pojawi się piesek z plasteliny (który ma ogonek z patyka), balony na festynie i malowanie farbami. Dzieje się wiele, a wszystko kilkulatki znać mogą z własnego doświadczenia. Ostrowicka zdradza zrozumienie dla maluchów: wie, że dziecko – w odróżnieniu od mamy – może być zafascynowane plamami na oknie.

Niepostrzeżenie czytanki stają się coraz dłuższe (i bogatsze w zróżnicowane głoski) – ale nie zmienia się ich wewnętrzne tempo. Zawsze autorka proponuje coś, co od pierwszych słów intryguje małych odbiorców, szuka oryginalnych zachwytów i tematów niby prostych, a jednak odświętnych w tym ujęciu. Tu odbiorcy razem z bohaterami przeżywają rozmaite spotkania, zabawy, a nawet kłótnie. Ta książkowa zwyczajność przypomina codzienność czytelników, ale też prezentuje jej bogactwo i ogrom możliwości. Ostatnim etapem czytania w „Elementarzu” są rozbudowane fabularnie historie – niezbyt długie, ale też i nie „dziecięce”, tak, żeby maluchy poznawały sens sięgania po książki. Od czasu do czasu autorka proponuje jeszcze zabawy: do tekstów wprowadza piktogramy, małe rysunki zamiast konkretnych słów. To urozmaica naukę czytania.

Katarzyna Kołodziej zapełnia strony „Elementarza” roześmianymi szczerbatymi dziećmi, ich zwierzętami, zabawkami i przebraniami: strona graficzna zachęca do zapoznawania się z treścią tomu (lub do wymyślania własnych wersji fabuły). Jest tu kolorowo i ciekawie, sympatycznie i wesoło – tak powinna wyglądać lekcja czytania. „Elementarz” to książka, z której nauczyciele i rodzice będą mieć sporo pożytku. Beata Ostrowicka uczy najmłodszych, jak pokochać czytanie – jej opowiastki są zgrabne i dostosowane do wieku odbiorców, a do tego klasyczne w duchu – co sprawia, że nie zestarzeją się zbyt szybko. To książka idealna na pierwszą lekturę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz