Media Rodzina, Poznań 2015.
Dzieci razem
Tutki powracają, a wraz z nimi przepis na dziecięce widzenie świata. Długo Agnieszka Glinka kazała czekać na drugą część „Tutlandii”, ale i tym razem nie zawiedzie odbiorców. Przyspiesza za to trochę dojrzewanie swoich bohaterów: Tutek nieco mniej droczy się z siostrą, a Tutka zaczyna używać zwykłego języka, chociaż na początku trzyma się starych przyzwyczajeń: rano woła „Koniom”, a kuzynkę nazywa zynką (niektóre słowa są też dla niej zbyt trudne do wymówienia). W rodzinie Tutków zresztą niedługo pojawi się nowy malec, więc dzieci nie zabraknie.
Tutki – jak wcześniej – mierzą się z codziennymi wyzwaniami. Deszczowa pogoda wymusza na rodzinie wyprawę do kina (ale rzeczywistość przegrywa z komercją, Tutkom o wiele bardziej podobało się kiedyś w teatrze. Tutka zachwyca się swoją zynką, traktując ją jak ideał: wszystko, co zynka zrobi lub powie, zasługuje na najwyższe zachwyty. To uwielbienie dla autorytetu trochę rozmywa się w zabawnej przygodzie z ogródka – ale zynka dalej pozostaje obiektem kultu. Tutki spędzają też wakacje nad morzem i dogadują się z głuchoniemym chłopcem. Tutka próbuje samodzielności i przygotowuje się na nadchodzący dzień z dziadkiem. Rodzi się też Tucio, a tatuś zostaje supermanem na balu kostiumowym. U Agnieszki Ginko zwyczajność z czasem okazuje się coraz bardziej wciągająca, a coraz mniej zwyczajna. Kolejne przygody Tutków opisane w sześciu rozdziałach, dotyczą codziennych spraw, ale dla części odbiorców będzie to niemal egzotyka. Dlatego też autorka dość dokładnie opisuje przygotowania do powitania nowego członka rodziny, a nawet delikatnie naśmiewa się z tatusia, stającego przed kolejnymi wyzwaniami.
Prostą narrację autorka filtruje przez spojrzenie Tutki. Stąd biorą się czasami niepotrzebne zdrobnienia i naiwności (jak choćby śniadanka) – ale też cały urok historii. Tutka tylko wypowiada się jak dziecko: widzi i dostrzega znacznie więcej. Agnieszka Ginko z humorem nakreśla rzeczywistość oczami kilkulatki. Wyjaśnia też odbiorcom, z czym wiąże się posiadanie młodszego rodzeństwa: chociaż Tutek i Tutka są dziećmi, nie wiedzą, jak to jest, kiedy w domu pojawia się niemowlak. W ten sposób Ginko przygotowuje także odbiorców na ewentualne zmiany. Cały tomik napisany jest ciekawie dla najmłodszych – kilkulatki przejmą styl myślenia bohaterki. Ginko używa tu narratora spoza opowiadań – ale nadaje historii specjalnego kształtu, dzięki czemu trafi do najmłodszych. Ta autorka pisze dowcipnie i ciekawie o tym, co najbliższe małym odbiorcom. Nie sili się na bajkowe tematy – stylizacja na kilka dziecięcych wniosków wystarcza w pełni do uwiarygodnienia świata Tutków.
Ewa Poklewska-Koziełło tworzy rysunkowy świat Tutków – w stylu Butenki, z prostymi kształtami, bez przytłaczających detali. Zachowuje naiwną kreskę i dziecięce sylwetki postaci: komplikuje jedynie wzory na ubraniach bohaterów. Sprawia, że cały tomik wygląda sympatycznie i kolorowo. Duże obrazki pozwalają zostać blisko postaci, Poklewska-Koziełło umożliwia też odkrywanie pozatekstowego świata – gdy wychodzi poza dom Tutków. Przez rysunki przewijają się bardzo różni bohaterowie, każdy ma swój charakter. Te ilustracje również przepojone są humorem: świat Tutków należy do przyjaznych, tutaj nie dzieje się nic złego. Ta atmosfera odzwierciedla się także w warstwie graficznej. „Tutlandia. Niespodzianki” to książka, którą maluchy pokochają: dobrze odnajdą się w doświadczeniach Tutków i będą mogły sprawdzić, na ile trafne są obserwacje Agnieszki Ginko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz