Egmont, Warszawa 2015.
Na głowie
Wydaje się, że na poziomie pierwszym serii Egmontu Czytam sobie nie trzeba się martwić o fabułę, humor czy „zwyczajność” – wystarczy przygotować prostą czytankę, na której maluchy poćwiczą czytanie. Ale Zofia Stanecka wie, że do lektury trzeba dzieci zachęcić. Jej „Basia i kask” to prosta książeczka obrazkowa, mieniąca się żartem, ciekawa i bardzo prawdziwa. Wabikiem może być i sama bohaterka, doskonale dzieciom znana z kultowej już i wciąż rozrastającej się serii. Ale same pomysły Basi zasługują tu na uwagę, bo z doświadczenia – lub z wyobraźni – zna je każdy kilkulatek.
Basia zazdrości starszemu bratu kasku i postanawia znaleźć ochraniacz również dla siebie. Myszkuje po całym domu, żeby przekonać się, jak wiele przedmiotów nie nadaje się do tego celu. Tekturowe pudełka, wiaderka, garnki czy miski mają sporo wad. Basia doczeka się nawet, dzięki mamie, „kasku” z ręcznika. Ale zanim do tego dojdzie, dziewczynka przejdzie długą i zabawną drogę. Basia przymierza wiele potencjalnych kasków. Śmieszyć będzie ich niedopasowanie do głowy dziewczynki lub… nieoczekiwana zawartość. Małych czytelników czeka w tej książeczce sporo niespodzianek, które przeżywać będą razem z Basią. Ta bohaterka po raz kolejny udowadnia, że można na nią liczyć, kiedy chodzi o interesującą dzieci fabułę.
„Basia i kask” to książeczka obrazkowa. Zdania w podpisach, rozbudowane czasem (ale nie wielokrotnie złożone) wyjaśniają najmłodszym kolejne posunięcia Basi. Autorka zamienia się albo we wszechwiedzącego narratora, albo w małą bohaterkę – ta druga czasem relacjonuje, co zrobiła, a czasem daje się ponieść emocjom i wykrzykuje liczne zaskoczenia. Zofia Stanecka wykorzystuje okazję, żeby poszerzać słownictwo najmłodszych – wprowadza na przykład takie pojęcia jak turban czy regał – obok wyrazów potocznych (Basia „wywala” klocki z wiaderka, bo na pierwszym poziomie serii nie ma jeszcze dwuznaków).
Co bardziej trudne (lub dłuższe) słowa pojawiają się też na marginesie, podzielone na litery. Łatwiej będzie je przećwiczyć i nie przerazić się ich obecnością w tekście. Założenia serii są doskonale znane i autorka stosuje się do nich – a mimo to udaje się jej zbudować historyjkę spójną, śmieszną i ciekawą. Taka lektura przynosi satysfakcję – samodzielne prześledzenie tej przygody Basi oznacza odkrywanie, jaką przyjemność dawać mogą książki. Nauka czytania jako cel schodzi tutaj na drugi plan: dzieci będzie interesowało bardziej, co jeszcze wymyśli Basia i jak upora się z bałaganem, który niechcący stworzyła.
W samodzielnej lekturze pomagają nie tylko założenia metodyczne i duży druk. Poza wciągającą opowieścią są tu jeszcze ilustracje Marianny Oklejak, niezawodnie poruszającej się po świecie Basi. Bohaterowie stroją na obrazkach śmieszne miny, a utrwalone scenki potęgują humor sytuacyjny. Rysunki oddalają widmo ciężkiej lekturowej harówki, sprawiają też, że przyjemnie śledzi się tekst. Pełnią tu rolę narracyjną, pozwalają zrozumieć podpisy na poszczególnych stronach i przybliżają małych odbiorców do Basi i jej rodziny. Zofia Stanecka i Marianna Oklejak z Basi uczyniły niemal dziecięcą idolkę – nawet w serii podporządkowanej edukowaniu najmłodszego pokolenia dbają o zabawę i rozrywkę kilkulatków. „Basia i kask”, chociaż wyłączona z „prawdziwego” cyklu o Basi, nie jest gorsza od bardziej rozbudowanych opowiastek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz