tekst: Andrzej M. Żak
reżyseria: Adam Sajnuk
występuje: Sonia Bohosiewicz
Ten miły pokoik z tapetą w kwiatki sprawia dosyć przytulne wrażenie. Na stoliku stoi piękny bukiet, zza uchylonych drzwi pada światło. Jest nawet kąt, do którego można się schować w ucieczce przed całym światem, tak zupełnie po dziecinnemu. Dla bohaterki monodramu „Chodź ze mną do łóżka” ten właśnie pokoik jest całym światem już od dłuższego czasu. Owszem, przewijają się przez niego różni ludzie – ale z nikim nie da się nawiązać kontaktu, nawet z najbliższymi, którzy przecież powinni zrozumieć…
Bohaterka bez jakiejkolwiek nadziei na powodzenie w rozmowie bezustannie monologuje. Do pani, dla której jest tylko bezdusznym numerkiem i dostawcą coraz to nowych batoników (przecież nie będzie jej żałować, skoro sama nie może ich zjeść), do rodziców, z którymi rozdzieliły ją zwykłe konflikty w przeszłości. Do męża, który mógłby zacząć realizować własne marzenia zamiast powracać ciągle z całym swoim smutkiem. Piękna kobieta tuż przed czterdziestką nie chce być dla nikogo balastem. Z życia pozostało jej tylko myślenie. Nawet kuszenie lekarza dla rozrywki nie może się odbyć na jej zasadach. Upływający czas boli tak samo jak bezsilność. A przecież to mogło spotkać każdego.
Sonia Bohosiewicz zmienia adresatów swoich monologów, ale bawi się też improwizacjami – jest przekonująca jako znękana i narzekająca matka, a w piosenkach (szkoda, że tak nielicznych) zyskuje wiele twarzy. Z dosyć przeciętnego tekstu robi aktorski majstersztyk. Do gry wciąga publiczność, a czasem wprowadza reżyserskie genialne sztuczki podkreślające absurd sytuacji (scena striptizu!). Przeobraża się na oczach widzów, każe im wciąż na nowo przeżywać podstawowe relacje z bliskimi. Bo tematy, które porusza, naprawdę należą uniwersalnych i dają się zastosować w niemal każdym życiorysie. Są na tyle ogólnikowe, by budzić w odbiorcach poczucie winy (lub autorefleksję). A przecież bohaterka monodramu przypomina, że to czysty przypadek, że trafiło akurat na nią, każdy mógł się znaleźć na jej miejscu. I stracić wszystko, poza zdolnością myślenia.
Frywolny tytuł, scena z lekarzem i silna puenta sprawiają, że spektakl mocno zapada w pamięć. To trzy jasne punkty niezbyt imponującego tekstu. Andrzej M. Żak roztapia się w dosłownościach, odżegnuje od literackich zabaw na rzecz przejrzystych portretów. Trochę szkoda, bo to dwuznaczności nadają monodramowi smaczku. Interpretacje Soni Bohosiewicz bronią się jednak same – aktorka czerpie z umiejętności karykaturowania i bawi się rolami, potrafi być uwodzicielska, by zamienić się zaraz w małą dziewczynkę, żonę-kumpla, starą kobietę nieradzącą sobie z wyzwaniami czy w imprezowiczkę. To Bohosiewicz jest największą wartością tego spektaklu – wywołuje silne wrażenia i sprawia, że o historii myśli się jeszcze długo po wyjściu z teatru. Przydałby się jej jeszcze tekst, który pozwoli w pełni rozbłysnąć grą, mniej jednostronny i mniej zachowawczy czy mniej oczywisty. Tekst, który dorównałby sile rażenia finału. Na taki tekst Sonia Bohosiewicz zasługuje.
„Chodź ze mną do łóżka” to spektakl o wydźwięku psychologicznym. Oparty na wanitatywnych refleksjach i egalitarnych przekonaniach, dostarcza odbiorcom tematu do głębszych przemyśleń. Bohosiewicz na scenie to gwarancja silnych wzruszeń nawet tam, gdzie spostrzeżenia rażą swoją oczywistością. Poza kreacją aktorską dla kilku punktów warto ten monodram zobaczyć. „Chodź ze mną do łóżka” to gorzka opowieść o sprawach, których nie można zignorować. Dla Soni Bohosiewicz to też okazja do imponowania aktorsko-interpretacyjnymi umiejętnościami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz