niedziela, 15 marca 2015

Sally Gardner: Najmniejsza dziewczynka na świecie

Muza SA, Warszawa 2015.

Dar

Seria o magicznych dzieciach nie przypomina serii o magicznych zwierzątkach. Sally Gardner idzie w baśniowe rozwiązania, tak dzisiaj niepopularne i coraz rzadsze w literaturze czwartej. „Najmniejsza dziewczynka na świecie” nie zaczyna się wcale krzepiąco: bohaterka, córka pary magików, zostaje osierocona. Przyjęta – przez wzgląd na geny i domniemane talenty – do najlepszej szkoły magii z jedynym tam stypendium nie może odkryć w sobie żadnej umiejętności czarowania. Jakby tego było mało, rywal jej rodziców dostrzega łatwą możliwość zapanowania nad ich dziedzictwem i sekretami – podaje się za wuja Ruby, zabiera ją ze szkoły i próbuje zmusić do zdradzenia sztuczek. Ruby nie zna żadnej. Jedynie podczas stresu bardzo maleje – do tego stopnia, że mieści się już w kieszonce starej walizki i może tam pozostać niezauważona. I dopiero gdy Ruby chce odwdzięczyć się swojej nowej opiekunce, poznaje moc czarów.

W tej serii autorka w zawoalowany sposób opowiada najmłodszym o problemach dzieci. Zwraca uwagę na łych dorosłych, którzy zrobią wiele, nie licząc się z uczuciami maluchów, ale pokazuje też płynącą z samopoznania siłę. Ruby przełamuje swój strach, gdy może udowodnić, ile jest warta. W jej przypadku czary to dowód triumfu nad smutkiem, krzepiący obrazek. Są również potrzebne fabule, bo Sally Gardner dla podsycania napięcia zdradza czytelnikom niebezpieczeństwa płynące z czarowania: Ruby może nawet na zawsze zostać uwięziona w zaklętej lampie. Tak stanie się, jeśli zaufa niewłaściwej osobie.

Cała historia okazuje się dosyć prosta, ale nie jest wolna od silnych przeżyć: najmłodsi będą bardzo kibicować Ruby. Zwłaszcza że jej przygody nie należą do typowych. Gardner nadaje fabule pewną staroświeckość, zwłaszcza przez to, że nie stroni od tematów trudnych, a kiedyś obowiązkowo obecnych w literaturze czwartej. Umie poradzić sobie z opisywaniem dowolnych przeciwności losu, a fakt, że ucieka w scenki rodem z wyobraźni, sprawia, że nie przestraszy dzieci. Najmłodsi poczują się nawet połączeni z bohaterką – w końcu chyba każde dziecko w chwili zagrożenia lub przykrości chciało kiedyś zmaleć tak bardzo, żeby prawie zniknąć. Ruby tym tylko różni się od odbiorców, że zmniejszanie się przeżywa naprawdę – i jest to element, który pozwala jej odnaleźć swoje miejsce w świecie.

W losach Ruby splatają się i doświadczenia Calineczki, i Małej Księżniczki. Dziewczynka, żeby odnaleźć szczęście, musi przetrzymać kolejne przeciwności losu – w końcu trafi na dobrą opiekunkę, która pomoże jej w samookreśleniu. Sally Gardner pokazuje dzieciom ich prawdziwą siłę, ujawniającą się w chwilach największych zagrożeń i trudną nawet do wyobrażenia, gdy wszystko dobrze się układa. „Najmniejsza dziewczynka na świecie” nie musi imponować umiejętnością czarowania – ważne, żeby dowiedziała się, że jest coś warta, kiedy pozostaje sobą – i że mimo obecności wrogów znajdą się ludzie, którzy to docenią. A wtedy już bohaterka stanie się prawie niezniszczalna.

Akcja w „Najmniejszej dziewczynce na świecie” rozgrywa się bardzo szybko. Powieść nie jest długa, a duże litery wskazują, że to dobra lektura do lekcji czytania. Sally Gardner stara się, by najmłodsi zrozumieli różne płaszczyzny jej historii i wyciągnęli z przygód Ruby ważne dla siebie wnioski. Celowo unika słodzenia historii i dodawania do niej prostych pocieszeń – chce natomiast tym tomikiem pokazać, że każdy może być wartościowy, bez względu na odziedziczone talenty czy własne lęki. „Najmniejsza dziewczynka na świecie” opowiada również o samoakceptacji i dla małych czytelników będzie cenną lekcją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz