Akapit Press, Łódź 2015.
Pożytki
Penny to postać kreatywna niemal bezgranicznie. Jej perypetie zajmują już kolejny tomik w serii Penny z Piekła Rodem, a Joanna Nadin nie ustaje w wysiłkach, by rozśmieszać najmłodszych odbiorców szkolno-domowymi wpadkami dziewczynki. Penny przy całym swoim łobuzerskim charakterze zdumiewająco przypomina prawdziwe kilkulatki i kieruje się ich logiką, nie trzeba więc wiele, żeby odbiorcy w nią uwierzyli. „Wysyp wysypki” to zestaw kolejnych trzech historyjek, w których Penny wprawia dorosłych w przygnębienie albo daje powody do twierdzenia, że jest kompletnym matołem – a mimo to wychodzi cało z opresji.
Mama Penny wyznacza wciąż nowe zakazy i nakazy (musi to robić, żeby uchronić córkę przed chociaż częścią konsekwencji dziwacznych pomysłów), sprawia więc wrażenie surowej. Babcia interesuje się tylko swoim kotem i programami telewizyjnymi, a starsza siostra wciąż się wyzłośliwia. Po stronie Penny stoi jedynie tata – jego bawią urwisowskie wybryki kilkulatki, Penny więc nie będzie czuć się odrzucona czy całkowicie potępiana przez rodzinę. Sarkastyczne uwagi ze strony bliskich nie robią na niej wrażenia – co więcej, Penny podchwytuje powtarzane najczęściej powiedzenia i używa ich do charakteryzowania osób ze swojego otoczenia. Tak w tych przygodach funkcjonuje ironia, w druku sygnalizowana specjalnym krojem czcionki. Penny doskonale wie, co i od kogo usłyszy – uwagi, identyczne za każdym razem, działają jak refren i wiążą odbiorców z książeczką.
W „Wysypie wysypki” Penny choruje na ospę wietrzną (wprawdzie nie wolno jej wychodzić z domu, ale i tak znajdzie sposób, żeby wymknąć się na zajęcia baletowe i… trochę poszpiegować, bo chciałaby, wzorem bohaterki z telewizyjnego serialu, rozwiązywać skomplikowane zagadki). Wymyśli kolejny niezbędny światu wynalazek, który powiększa mózg i ułatwia kojarzenie faktów (i, jak się sama przekona, to wynalazek działający), a do tego spróbuje się – pod nieobecność Kosmo – zaprzyjaźnić z zadzierającą nosa klasową koleżanką. Ma zatem mnóstwo pracy, a jej pomysły nie zawsze prowadzą do katastrof – bywa, że kończą się całkiem pożytecznie, co Penny przyjmuje z takim samym spokojem jak porażki.
„Wysyp wysypki” pokazuje, że i Penny czasem udaje się zdziałać coś dobrego. Ale podstawowym celem Joanny Nadin jest przekonujące zaprezentowanie dziewczynki, która realizuje swoje szalone pomysły. I rzeczywiście Penny wypada bardzo prawdziwie, kiedy na przykład kłóci się z kolegami (i wierzy, że rację udowadnia się za pomocą zwielokrotnionego przeczenia). Jej wyobraźnia dostarcza materiału na coraz to nowe szkolne wyskoki, a w trakcie relacjonowania jednego większego wypadku Penny mimochodem zaznacza całe mnóstwo urealniających ją drobiazgów – zabawę dżdżownicą, chęć zamiany mandarynki na słodycze, rzucanie w nielubianą koleżankę różnymi przedmiotami. To wszystko sprawia, że dziewczynka w oczach odbiorców staje się rozrabiaką, której istnienia nawet się nie kwestionuje.
Świat Penny jest pełen niewypróbowanych jeszcze możliwości, a wyjątkowo kreatywna osóbka nie zawaha się nawet przed przecieraniem nowych ścieżek. Wprawdzie większość z nich prowadzi do błędów, ale to wiedzą tylko rodzice. Maluchy Penny będzie rozśmieszać zarówno ze względu na humor sytuacyjny i komiczne scenki, jak i na humor słowny, stałe identyfikowanie postaci za sprawą języka. „Wysyp wysypki” jest oczywiście również bogato ilustrowany. Jess Mikhail także podkreśla dowcip książeczki i uprzyjemnia najmłodszym lekturę. Penny przełamuje schemat grzecznych dziewczynek, udowadnia, że wiele zależy od charakteru i ciekawości świata. Penny nie nakłoni dzieci do nieposłuszeństwa – przygody zostały tak wymyślone, żeby nie naśladowały codzienności, a jedynie dostarczały rozrywki płynącej z szansy przewidywania konsekwencji. Penny z Piekła Rodem, mała i psotna bohaterka, za każdym razem wpada na inny pomysł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz