Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015.
Droga do wiedzy
To nie jest tak, że Benedict Carey swoim popularnonaukowym tomem „Jak się uczyć” zrewolucjonizuje proces edukacji. Nie zamierza pomagać w przyswajaniu wiedzy, nie podaje szeregu praktycznych porad, które uczynią z niego guru studentów. Zamiast tego zabiera czytelników w bardzo ciekawą podróż po tajnikach pracy mózgu. Proponuje lekturę przybliżającą odkrycia uczonych i komentującą rozmaite mity czy przekonania na temat procesu uczenia się. Odnosi się przy tym do doświadczeń szkolnych każdego z odbiorców. Co ważne, Carey nie ocenia metod przyswajania wiedzy – raczej skupia się na przedstawianiu ich zalet i wad. Oznacza to, że potrafi docenić zakuwanie przez noc przed egzaminem tak samo jak systematyczne przyswajanie mniejszych partii materiału – ale uświadamia odbiorcom, jakie efekty będą miały te dwie techniki. Wydaje się w ogóle, że autorowi zależy na zgromadzeniu całego zestawu technik uczenia się – staroświeckich i modnych dzisiaj – ale zawsze cieszących się popularnością. Dzięki temu może zaoferować szerokiemu gronu odbiorców nowe rozwiązania – i uwrażliwić czytelników na niebezpieczeństwa płynące z ułatwiaczy. Carey wcale nie zachwyca się mapami myśli czy zakreślaczami. Znajduje miejsce nawet na omówienie narkotykowego wspomagania umysłu – chce więc rzeczywiście z różnych stron poznać temat.
Autor w „Jak się uczyć” dzieli swój wywód na cztery przejrzyste części, a rozpoczyna wykładem na temat biologii mózgu. To wstęp do późniejszych odkryć, ale też dobry pomysł na zainteresowanie odbiorców całą książką. Carey bowiem, jak na rasowego dziennikarza naukowego przystało, nie zarzuca odbiorców fachową (i niezrozumiałą) terminologią, a skupia się na przekładaniu odkryć związanych z mózgiem na życie codzienne. Odwoływanie się do badań zawsze prowadzi do ukazania konsekwencji w zwyczajnym egzystowaniu: czytelnicy mają więc szansę poznania praktycznej strony odkryć.
Sprawdza Carey sensowność i skuteczność poszczególnych metod przyswajania wiedzy, ale chętnie odwołuje się też do pułapek i pozornego zapamiętywania. Tym samym może wyjaśnić, dlaczego niektóre podejścia do sprawdzianów czy egzaminów kończą się niepowodzeniem. Pokazuje, jak pracuje mózg, gdy ma do rozwiązania problem – przytacza kilka zagadek, które pomogą podtrzymać koncentrację odbiorców. Przez cały czas zresztą Carey odwołuje się albo do własnych doświadczeń, albo do efektów badań. Przytacza kolejne teorie związane z efektywnością uczenia się. Zachęca w ten sposób też do eksperymentowania i szukania własnych skutecznych metod – zwłaszcza że zmienianie przyzwyczajeń jest jednym z chwalonych przez niego podejść do procesu nauki.
„Jak się uczyć” nie ma funkcjonować jako poradnik, ale uważni odbiorcy z pewnością wyłuskają z narracji kilka wartych przetestowania wskazówek. Ta lektura to bardziej szansa na zapoznawanie się z ciekawymi badaniami i odkryciami z dziedziny przyswajania wiedzy. Benedict Carey bardzo umiejętnie dobiera materiał ilustracyjny, unika poważnego tonu dzięki odwołaniom do swoich przeżyć i stara się pisać tak, aby odbiorcy poza cenną lekcją otrzymali też odrobinę wartościowej rozrywki. Po ten tom chętniej sięgną ci, którzy szkolno-studencką edukację już zakończyli, więc nie oczekują szybkiej i prostej recepty na zapamiętywanie wiadomości. Tacy odbiorcy zresztą odniosą największą korzyść z książki. Carey daje się całkowicie pochłonąć tematowi, czerpie przyjemność z analizowania kolejnych doświadczeń i imponuje umiejętnością prostego pisania o skomplikowanej pracy mózgu. Jego książka może stać się dodatkowym głosem w dyskusji o samorozwoju – a przynajmniej rzucić nowe światło na „głośne” techniki uczenia się i poradnikowe publikacje zalewające rynek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz