Buchmann, Warszawa 2015.
Desenie
Przeglądanie uzupełnionego tomu „Kolorowy trening antystresowy. Esy-floresy” zapewne wiele zdradziłoby psychologom, a nawet osobom z branży HR. To bowiem książka, która przynosi wyciszenie, ale nie zabija kreatywności, wprost przeciwnie, wzmacnia ją. Podzielona jest na dwie części, „Kolorowanki” oraz „Bazgrołki”, ale myliłby się ten, kto sądzi, że oznacza to powrót do zabaw z dzieciństwa i do szkolnego mazania po marginesach zeszytów. Teraz praca jest o wiele trudniejsza i osoby niecierpliwe czy o wybuchowych charakterach nie zatrzymają się nad tomem na dłużej. Ale jeśli ktoś uzna, że potrzebuje spokoju, uwolnienia myśli czy stonowania emocji – nie mógł lepiej trafić. „Esy-floresy” to nietypowa szansa na relaks. Kusi zwłaszcza tym, że nie ma żadnych zasad czy technik kolorowania, a proponowane kształty i rysunki są naprawdę fantazyjne, czasem przywodzą na myśl absurdalne wytwory wyobraźni.
Dorośli z kolorowankami stykają się przeważnie wtedy, gdy towarzyszą swoim pociechom w kolorowaniu scenek z kreskówek. Imponują wówczas maluchom talentem do niewychodzenia za linie, umiejętnością równego przyciskania kredki do papieru, a nawet rozmaitymi sztuczkami w rodzaju rozmazywania i rozcierania plan koloru. Zawsze więc w kolorowaniu wypadają lepiej od najmłodszych… aż do „Esów-floresów”. Tu nawet najwytrwalsi zastanowią się nad własnymi możliwościami. A nawet nad dobraniem odpowiednich narzędzi, bo żeby pokolorować niektóre wzorki trzeba będzie albo wyjątkowo ostro zatemperować kredki, albo skorzystać z najcieńszych dostępnych cienkopisów.
Autorzy na początku zapewniają, że nie ma żadnych reguł. Dlatego też proponują kształty zwierząt przefiltrowanych przez fantazję, egzotyczne maski czy niezwykłe pióra lub krajobrazy rozszczepione na maleńkie deseniowe detale. Czasem muszle, ryby, ptaki czy żółwie same układają się w imponujący wzór, czasem sięga się do tematów, które same w sobie uwodzą kolorem – na przykład do witraży. Bywa, że pokryty kolorem zostaje jeden powtarzający się motyw – tworząc zupełnie nowy wzór. Tylko od odbiorców zależy, jak go poprowadzą. Wypełnianie kolorem maleńkich fragmentów ogromnej całości wymaga wielkiej koncentracji – a jest to naprawdę dobry sposób na oderwanie myśli od przyziemnych spraw i problemów.
Druga, mniej obszerna część książki pozwala wykazać się przy tworzeniu lub kontynuowaniu rozpoczętych wzorów. Po skończeniu pracy można je będzie potraktować jak kolorowanki, ale to też nawiązanie do swobodnej bazgraniny, podczas której pozwala się myślom błądzić bez celu. Książka w pewnym sensie zmusza do pracy – podsuwa cały szereg wzorów, których odbiorcy samodzielnie by nie stworzyli, rozwija i uzupełnia te najczęstsze – a z drugiej strony daje twórczą swobodę i okazję do kreatywnej beztroski.
Widać po przejrzeniu takiego nietypowego zeszytu ćwiczeń, kto ceni sobie ład i porządek, a kto woli artystyczne wyżycie się, kto będzie szukał bezpieczeństwa w powtarzalnych sekwencjach kolorów, a kto lubi eksperymenty i nie boi się wyzwań. Cała sztuka polega na tym, żeby wygospodarować czas na taką, z pozoru bezsensowną, pracę – wystarczy zresztą pojąć, że te kolorowanki rzeczywiście wpływają na kreatywność i redukują poziom stresu, co zwiększa wydajność w pracy i umożliwia kształtowanie własnego charakteru. Nie mówiąc już o tym, że skomputeryzowane społeczeństwo potrzebuje jednak tego typu ćwiczeń choćby po to, żeby nie zapomnieć sztuki ręcznego pisania. „Esy-floresy” mają być rozrywką dla dorosłych – ich wartość jednak można docenić dopiero po wypróbowaniu zawartych tu twórczych propozycji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz