Prószyński i S-ka, Warszawa 2015.
Azyl
Skłonność do wybierania toksycznych partnerów wydaje się być w rodzinie Wiktorii zakodowana w genach kobiet i połączona ze swoistą ślepotą na fakty. Bohaterka wyzwoliła się w końcu z nierokującego związku i odzyskała wiarę w ludzi, żyjąc jako szczęśliwa singielka. Na brak męskiego towarzystwa nie narzeka, w pracy ma sympatycznych kolegów z poczuciem humoru, poznaje też nowych mężczyzn – i chociaż matka najchętniej widziałaby Wiktorię na ślubnym kobiercu, kobiecie nie spieszy się do zmiany stanu cywilnego. Wciąż pamięta lata upokorzeń u boku zaborczego byłego. Teraz jej błędy z przeszłości powtarza siostra, Mela, która wcześniej wyciągała Wiktorię z tarapatów. Żona marynarza jest zbyt potulna i uległa: wystarczy najmniejsza dezaprobata ze strony Sławusia, a Mela potrafi wyrzec się swoich największych skarbów. Odrzuca nawet siostrę i własne dzieci, z których jedno – córka – przeżywa nastoletni bunt, a drugie – syn – związało się ze starszą o dekadę kobietą. Mela coraz bardziej więziona w złotej klatce nie dostrzega pułapki, z której dopiero o uciekła Wiktoria.
W „Rodzinnym parku atrakcji” temat toksycznych związków schodzi jednak na dalszy plan, stanowi tło, którego nie można zignorować. Izabelę Pietrzyk bardziej zajmują sercowo-obyczajowe perypetie Wiktorii. Wysyła jednego z kandydatów do jej serca na wycieczkę z rezolutnymi pierwszakami (dla samego komizmu oczywistej bezradności mężczyzny), obala też sercowy ideał – najlepszy pod słońcem tatuś nie potrafi pokochać żadnej kobiety. Wiktoria zawsze może liczyć na prawdziwych przyjaciół, a także na obecność siostrzenicy – ciekawego przypadku nastoletniej wierności. Emilka istnieje tu między innymi jako ozdobnik stylistyczny. Posługuje się bardzo dziwnym slangiem, mieszaniną potocznego polskiego i angielszczyzny, niekiedy trzeba do niej tłumacza – ale młoda osóbka dysponuje też ponadprzeciętnym poczuciem humoru i bardzo ubarwia całą powieść.
Pietrzyk w tej książce szuka scenek humorystycznych, jakby chciała czytelniczkom wynagrodzić temat toksycznych relacji. Sięga po scenki niezawodne w dowcipie, czytelne już w samych zamierzeniach – ale bez zarzutu je realizuje, pozwalając odbiorczyniom na dobrą zabawę. „Rodzinny park atrakcji” to popis humoru sytuacyjnego i umiejętnego wykorzystywania potencjału puent. Przy tak prowadzonej akcji perypetie rodzinne – zwłaszcza konflikty międzypokoleniowe – przestają ciążyć w fabule. Językowe zabawy także odwracają uwagę od poważnych zmartwień: w końcu Izabela Pietrzyk nie chce zamęczać psychologicznymi analizami, nie musi też przestrzegać swoich czytelniczek przed niewłaściwymi partnerami. A mimo to „Rodzinny park atrakcji” czytany pod odpowiednim kątem musi funkcjonować jako cenna lekcja.
Przede wszystkim autorka dostarcza rozrywki i jest to rozrywka, której nie można się oprzeć. Zwłaszcza że Pietrzyk bardzo starannie dopracowuje językowe stylizacje i charaktery postaci, wybiera też sytuacje pozbawione przewidywalności. „Rodzinny park atrakcji” jest powieścią uwolnioną od schematycznego scenariusza o poszukiwaniu idealnego mężczyzny i nowym spojrzeniem na rodzinne relacje. Udało się autorce stworzyć historię oryginalną i odrębną, a przy tym utrzymaną w tonie bestsellerowych czytadeł. U Wiktorii znaleźć można azyl i odpoczynek od codziennych trosk – bez względu na fabularne pomysły i komplikacje na zewnątrz. Izabela Pietrzyk pisarsko bardzo się wyrobiła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz