Znak, Kraków 2015.
Skarb blokowiska
Dominika Słowik z typową dla popeerelowskiego pokolenia mieszaniną negacji wobec kiczu lat 90. i potrzebą kształtowania własnych legend błądzi wśród blokowisk pewnego miasta. Ze Śląska i jego tradycji zachowuje jedynie kopalnię (której obecność manifestuje się to w osiedlowych „trzęsieniach ziemi”, to w szkolnym klejeniu czapek górniczych z kartonu i bibuły, to wreszcie w przekonaniu, że wystarczy wbić w trawnik łopatę, żeby wydobywać węgiel). Nawet gołębie przenoszą się na blokowiska, co jest o tyle dziwne, że ludzie stamtąd znikają. „Atlas: doppelganger” rozdziela się w pewnym momencie na dwa światy. Jeden to świat wspomnień dziecka i ludzi kształtujących jego wyobraźnię. Drugi to niemal sakralna opowieść o sadowskim, tajemniczym bohaterze równie tajemniczego opuszczonego zespołu bloków.
Dominika Słowik snuje opowieść rozliczeniową. Tu nic nie ma początku ani końca, refleksje nakładają się na siebie i zamieniają w wygłaszany jednym tchem wyścig skojarzeń. W tym wyścigu łeb w łeb pędzą ze sobą mity, obrazki typowe dla dzieciństwa, oceny rzeczywistości i zmyślenia ubarwiające tę rzeczywistość. W tych ostatnich celują przedstawiciele najstarszego pokolenia, dziadek i babcia anny (autorka konsekwentnie dla podkreślenia strumienia świadomości rezygnuje ze stosowania wielkich liter, interpunkcji nie zarzuca, chociaż momentami stara się naśladować rytm przyspieszonej mowy). Dziadek, były marynarz, fantazjuje na temat zwyczajów panujących na morzu. Dziecko dodaje od siebie bezlitosne opisy panującej w latach 90. mody, widma naiwnej wiary, domowe zwyczaje czy scenki do zaobserwowania między sąsiadami – wszystko w sposób pozbawiony sentymentów, ale i wstydu, jakby dystans czasowy całkowicie usprawiedliwiał dowolne nonsensy i niepotwierdzone przekonania. I choć tom utrzymany jest w tonie onirycznym, migawki z blokowiska schyłku XX wieku stają się szczere jak amatorskie zdjęcia.
Inaczej rzecz ma się z wynurzeniami dziadka. Ten zabiera dzieci do obcego im świata portowych dziwek z przelewającymi się piersiami, wywołuje z mroku chimerycznych kapitanów nawigujących statki według niewyjaśnionych znaków, dostarcza egzotyki i ułudy zarazem. Tęskniący za niemożliwym dziadek jest jak dostawca współczesnych bajek, wolnych od cenzury ze względu na wiek słuchaczy, mało prawdopodobnych, ale zawsze atrakcyjnych, także przez „dorosły charakter (wyznania dziadka w ostrych słowach torpeduje babcia).
A sadowski okazuje się dzisiejszym poszukiwaczem skarbów, tym, który może przeżyć przygodę niedostępną mieszkańcom bloków. Zagnieżdża się w opuszczonym blokowisku, korzysta z przedmiotów porzuconych przez dawnych lokatorów, a za przewodnika ma rezolutnego dziewięciolatka, który w życiu kieruje się sprytem, a nigdy nie był w szkole.
„Atlas: doppelgandger” to inne, hipnotyczne i uzależniające spojrzenie na szarą codzienność tuż po przemianie ustrojowej. Filtr z doświadczeń starego człowieka i beztroski entuzjazm dziecka splatają się w prozie niemal magicznej i poetyckiej. Dominika Słowik zakrywa nudny widok kolorowym witrażem, zapędza się w absurdzie daleko i przypomina, że ludzie sami biorą odpowiedzialność za swoje życie. Od nich zależy, czy będą egzystować z niezrealizowanymi marzeniami i żyć tęsknotą, czy też spróbują z każdego doświadczenia wyłuskać elementy mitotwórcze i nadać im spójny sens. „Atlas: doppelganger” to powieść-wyzwanie dla wszelkich utworów spod znaku autobiograficznych historii o dojrzewaniu, to próba wykreowania własnych urbanistycznych wierzeń i osadzenia ich w nurcie spopularyzowanych przekonań. To wreszcie – i po prostu – pewnie prowadzona narracja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz