Świat Książki, Warszawa 2015.
Ciężar
To książka ponad wszelkimi dyskusjami psychologicznymi, religijnymi czy etycznymi. To obszerne studium rozpadu, które bez cenzury pokazuje, jak obsesyjna chęć posiadania dziecka przez kobietę niszczy związek – i cierpliwość nawet najbardziej kochającego partnera. Barbara Sęk wkracza w najintymniejszą relację między dwojgiem ludzi – bliżej pary być już nie można. Dla wygody przyjmuje autorka męski punkt widzenia, bo to on, Wojciech, w tej walce okazuje się ofiarą. „Miłość na szkle” to uporczywe wałkowanie tematu instynktu macierzyńskiego, który – niezaspokojony – zyskuje moc destrukcyjną.
Ona bywa Zołzą – jak każda żona. Potrafi być też kusząca i uwodzicielska, wtedy staje się Brendą. Zwykle jest Małżą – ukochaną małżonką. On szaleje za nią i nawet pozwala sobą pomiatać, byle ona była szczęśliwa. Ale w ich związku coś zaczyna wyglądać dziwnie: nie mogą doczekać się dziecka. Po roku starań lądują u lekarza, który ma nimi pokierować i ewentualnie wybrać sposób leczenia. Dla niego to pasmo upokorzeń: opowiadanie obcemu mężczyźnie o doświadczeniach z sypialni (co ciekawe, ona nie ma takich zahamowań), potem uprawianie seksu z kalendarzem w ręku, kolejne wyrzeczenia i brak upragnionych rezultatów. Im bardziej on ma dosyć, tym bardziej ona zapamiętuje się w walce o dziecko. Nie przerażają jej niepowodzenia par, które zdecydowały się na in vitro. Co gorsza, ona przestaje zwracać uwagę na jego problemy. On, nieprzydatny jako reproduktor, schodzi na bardzo daleki plan ze swoimi traumami i przykrościami – a życie nie szczędzi mu stresów – coraz częstszych, jakby za sprawą złośliwości losu.
Ta historia jest bardzo, ale to bardzo szczegółowa. Barbara Sęk przeprowadza odbiorców przez rozbudowane opisy kolejnych etapów terapii i leczenia, nie ogranicza ani detali medycznych, ani – erotycznych. Snuje małżeńską opowieść, coraz bardziej zacieśniając ją na problemie – nieistniejące dziecko rządzi życiem Raczyńskich. O ile jeszcze on dostrzega, że na tym świat się nie kończy, dla niej nie istnieje już inna droga do szczęścia. Rujnuje więc szczęście własne i coraz bardziej desperacko szuka pomocy. To narastanie obsesji ładnie objawia się w narracji. Na początku Wojciech jest bardzo dowcipny, za bardzo też rozgadany – ale to standard, gdy autorki biorą się za imitowanie narracji facetów i chcą udowodnić, że dobrze zrozumiały swoich bohaterów. Nieco szorstki humor bardzo tu pasuje i przemienia scenki z tomu w całkiem przyjemną obyczajówkę. Potem już okazji do żartów jest coraz mniej, a czytelnicy obserwować będą chaos, w jaki para się pogrąża – i absurd płynący z niezaspokojonego instynktu. To już motyw przerażający: żadnych kompromisów, żadnej rozmowy – i tylko jeden cel w życiu.
Gehenna, przez którą Barbara Sęk przeprowadza, jest sama w sobie uzasadnieniem dla książki, bo trudno za takie uznać niepotrzebnie bajkowy finał. Co ciekawe, łatwo będzie przy tej lekturze zrozumieć postawy mężczyzny i jego zmieniające się przekonania – Sęk nie dba za to wcale o budowany na marginesie wizerunek kobiety – nie uważa, żeby tu potrzebne były dodatkowe wyjaśnienia czy usprawiedliwienia. W tej nierównowadze trzeba jednak pamiętać, jak wysoką cenę może Małża zapłacić za spełnienie swojego – już tylko swojego – marzenia. Barbara Sęk podrzuca temat do dyskusji dla pań, zmusza do sprawdzenia systemów wartości. Przypomina, jak łatwo zniszczyć sielankę – a wybrany przez nią temat nie gości zbyt często w powieściach obyczajowych dla pań. Ta książka, do bólu drobiazgowa, będzie dla części odbiorców pytaniem o wizję wspólnego życia. Na szczęście Barbara Sęk oprócz analizowania niespełnionego macierzyństwa ma jeszcze w zamachu sporą dawkę poczucia humoru i nie zamęczy odbiorców ciągłymi staraniami bohaterki o dziecko. Mimo że bywa blisko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz