sobota, 17 stycznia 2015

Bill Rodgers, Matthew Shepatin: Maratończyk. Moja 42-kilometrowa droga od anonimowego biegacza do szczytów sławy

Galaktyka, Łódź 2014.

Wyzwanie

Ci, którzy dzisiaj odnoszą sukcesy w biegach na długich dystansach, znaleźli sposób na dotarcie do fanów: publikują sportowe autobiografie o własnych potyczkach i pomysłach na wygraną. Książki te trafiają do zainteresowanych bieganiem – w końcu zdobywcy pierwszych miejsc w maratonach, rekordziści i wybitni sportowcy w toku zwierzeń zdradzają rozmaite sztuczki – dietetyczne lub treningowe – a część z ich wskazówek można od razu wcielić w życie. Bill Rodgers wygrywał maratony kilka dekad temu – w „Maratończyku” daje się poznać zwłaszcza młodszym pokoleniom, dla których biegacze stają się wzorami do naśladowania. „Maratończyk” to książka, która mogła się ukazać dzięki modzie na bieganie: nawet uprawiający tylko codzienny jogging zrozumieją przyjemność biegania, którą Rodgers się dzieli. Dla starszych odbiorców będzie to powrót do przeszłości i zetknięcie się ze światem sportu nieskażonym jeszcze komercją i kontraktami reklamowymi.

Jest tu pokazany, w odcinkach, życiowy bieg Rodgersa. Migawki z trasy, tak charakterystyczne w biegowej serii Galaktyki, wiążą się z próbą przedstawienia czytelnikom rozmaitych utrudnień. Nie ma dla sportowców punktów z wodą ani ochrony przed nieprzewidywalnymi kibicami, a sam bohater pierwszą siatkową koszulkę wygodną do biegania znajduje w śmieciach. Nie ma jeszcze umów sponsorskich, a samymi maratonami media niespecjalnie się interesują. Nagrodą za wygranie 42-kilometrowego wyścigu może być toster lub miska gulaszu. Rodgers wcale nie narzeka na tę sytuację. Odkrywa coś, co połączy go z odbiorcami: radość biegania. Na swojej drodze spotyka ludzi kochających ten sport. Stopniowo przekona się do regularnych treningów i zrozumie, że powinien wybrać tę właśnie drogę. Jak wielu maratończyków, Rodgers także podkreśla swój wrodzony talent – zauważa, że bez trudu przychodzi mu to, nad czym męczą się rywale z tras. Powoli kształtuje w sobie głód zwycięstwa.

Jeden bieg jest dla autorów punktem odniesienia, stałą w biografii. Konstrukcja tomu, za którą odpowiada ghost – Matthew Shepatin – może na początku męczyć za sprawą mocno nierównego rytmu. Bohater prezentuje kolejne fragmenty życiowego biegu i co chwilę przenosi się o kilka lat wstecz, do różnych punktów własnej egzystencji – z reguły takich, które zaprzeczają karierze sportowca. Rodgers nie chce jawić się jako ideał maratończyka – łatwo ulega pokusom, daje się ponosić emocjom i szuka zajęcia, które zapewniłoby mu byt. W podróżach w przeszłość pokazuje, jak łatwo mógł roztrwonić swój talent i nie osiągnąć w sporcie niczego. Cała opowieść zawiera też obowiązkowe elementy zwierzeń biegaczy : tematy zdrowotne czy kwestie formy i odpowiedniego przygotowania do zawodów. Rodgers chce wszystkich przekonać do piękna maratonów, wiele razy przywołuje uczucie szczęścia i wrażenie wolności podczas biegu. Jego autobiografia jest bardziej ogólnikowa niż dzisiejsze podobne propozycje, jest też uboższa w anegdoty. Pamięć wyostrza niektóre zjawiska, inne spycha na margines. Bill Rodgers przy tym nie chce tworzyć swojego pełnego autoportretu, życie rodzinne odsuwa, podobnie jak wspomnienia z dzieciństwa.

„Maratończyk” ma mniejsze tempo niż opowieści dzisiejszych rekordzistów, ale na półce z literaturą sportową stanowić będzie ważną pozycję jako punkt odniesienia dla aktualnych relacji. Rodgers dodatkowo podsyca zainteresowanie bieganiem i dzieli się z odbiorcami fascynacją, która zaowocowała karierą w długo niedocenianej dyscyplinie sportowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz