Dwie Siostry, Warszawa 2014.
Pustka
Bardzo dziwna jest ta powieść, pierwsza część trylogii. Dziwna i niepokojąca od strony literacko-fabularnej, prawdziwa z punktu widzenia społecznych mechanizmów. Do końca nie pozwala poznać swojego celu, za to dość łatwo wskazuje literackie inspiracje. Żeby powstał „Meto”, musiał istnieć „Rok 1984” Orwella, musiał pojawić się Cherub, a rynek literatury czwartej musiał nasycić się powieściami akcji, w których sensacyjny ton przerastał nawet historie dla dorosłych. W tej powieści nie ma chronienia nastolatków. Świat jest niegościnny i przerażający, postapokaliptyczna wizja oddala odbiorców od kojących historii i krzepiących nurtów. Tu wytrwają tylko najdzielniejsi.
Meto mieszka z innymi chłopcami w Domu – na wulkanicznej wyspie, wewnątrz wygasłego krateru. Nie pamięta i nie zna innej rzeczywistości niż ta z Domu. A tu reguły są bezlitosne: chłopiec, którego łóżko w nocy się złamie, znika. Dojrzewanie wiąże się więc ze strachem i niepewnością. Kiedy którykolwiek z małych bohaterów złamie jedną z licznych obowiązujących w Domu zasad, trafia za karę do lodówy – pomieszczenia, w którym temperatura spada poniżej zera. Wielu zresztą w ten sposób, przez odmrożenia, straciło palce. Meto także kilka razy trafił do lodówy – może więc ze szczegółami opowiadać, jak kończy się niesubordynacja. Dom to nazwa ironiczna – tu nie ma ani ciepła, ani zrozumienia, ani normalności. Wszystko regulują liczby: każdy może zjeść określoną liczbę kęsów, wiadomo, ile razy może je przeżuwać i w której minucie zakończyć posiłek. Emocje znajdują ujście w dość brutalnych sportach. Dom nie jest miejscem, do którego chciałoby się wracać. Nie budzi sentymentów.
Yves Grevet pokazuje, jak rodzi się bunt. Meto mimo starań nie potrafi przystosować się do bezdusznych zasad i chciałby coś zmienić. Wraz z kształtowaniem samoświadomości, wytwarza się w nim też wiara w rewolucję. To coś, co może zainteresować młodych czytelników. Meto stopniowo wprowadza działające na wyobraźnię zachowania – tajne wiadomości przekazywane na kartkach, szyfry podczas obiadów, wreszcie wyłapywanie szpiegów i sekretne spotkania, a wszystko w atmosferze niepewności i strachu. Sam bunt to nie koniec – trzeba jeszcze znaleźć sposób na skanalizowanie emocji do niedawna bezlitośnie tresowanych kolegów. Obalenie dyktatorów to dopiero początek problemów, co widać doskonale w tej książce.
Z czasem akcja staje się coraz bardziej brutalna, chociaż po surowym początku wydawać się to może trudne do zrealizowania. Grevet nie rozczula się nad postaciami, nawet niespecjalnie je lubi. „Meto” to powieść całkowicie pozbawiona sentymentów. Od zera buduje się tu świat tak nieprzystępny, jak to tylko możliwe – „Meto” nie ma żadnych ozdobników, żadnego uroku, czegokolwiek, co pozwoliłoby zadomowić się w książkowej przestrzeni. Yves Grevet chce odstraszyć, przerazić i zniechęcić. Jedynym czynnikiem budującym więź odbiorców z bohaterem jest tutaj zapowiedź wielkich przygód – ale te przygody stanowią pochodną zagrożeń, nie prezent dla czytelników. „Meto” to powieść, w której nic nie przysłania scenariuszowego szkieletu – nie pojawiają się tu przesadnie rozbudowane relacje między bohaterami, skomplikowane charakterystyki czy choćby przestrzenie do działania. Wszystko ustalane jest dzięki regulaminom, a poza regulaminami rozciąga się pustka. I być może to w książce będzie najbardziej tragiczne. Meto jest samotnikiem, który na razie nie ma szans na tworzenie zwykłych społecznych relacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz