sobota, 27 grudnia 2014

Olgierd Budrewicz: Kto chce, niech wierzy

Świat Książki, Warszawa 2014.

Kronika zdziwień

O swojej własnej Kronice Zdziwień pisze Olgierd Budrewicz w kolejnych reportażach podróżniczych zgromadzonych w tomie „Kto chce, niech wierzy”. Kronika Zdziwień bierze się z porównywania – warunków, obyczajów i pomysłów ludzi żyjących w miejscach, które my uważamy za egzotyczne. Budrewicz jako podróżnik nie zajmuje się wiadomościami z przewodników, nie interesuje go w najmniejszym stopniu prosta turystyka. Chce za to sprawdzić, co zaskoczy go w nowym miejscu. Zamiast konkretów rejestruje wrażenia, zamiast danych encyklopedycznych – wyłącznie ciekawostki. Jak ta o wiosce Poland na jednej z wysp. Albo o czarnoskórym Stefanie Starzyńskim. Budrewicz szuka wrażeń estetycznych, a jego książka staje się sprawozdaniem z tych poszukiwań. Dla swoich czytelników ma zawsze zestaw anegdot – i to anegdot niebanalnych, wolnych od przymusu opracowywania tematu.

„Kto chce, niech wierzy” to próba jak najlepszego poznania świata – tyle że w pigułce. Budrewicz w związku z tym nie może zajmować się analizowaniem obcych kultur (co najwyżej wykorzysta przykład napotkanego mieszkańca). Zwraca uwagę na drogi alternatywne wobec cywilizacji, sprawdza, co kształtowało mentalność tubylców. Konfrontuje ich systemy wartości z rodzimymi – ale nie ocenia. Tego autora kusi inność. Specjalnie wybiera się tam, gdzie może konfrontować wyobrażenia (także zbiorowe) z rzeczywistością – na wyspy tropikalne, dalekie i bliskie, do dżungli, do wielkich miast czy w zimne regiony globu. Interesują go miejscowe zabawy, flora i fauna, świadomość plemienna lub narodowa czy lokalni przywódcy. Cieszy też zestaw wspomnień „polskich” – o niespodziewaych spotkaniach z rodakami czy językiem polskim w najdalszych zakątkach Ziemi.

Olgierd Budrewicz dąży do syntetyzowania swoich podróżniczych doświadczeń. Usuwa z tekstów informacje, które łatwo można znaleźć, pozostawia za to przeżycia i zapiski z ulotnych chwil. Nie zarzuca odbiorców faktami i danymi, o wiele bardziej zajmują go własne wnioski – dzięki czemu te reportaże ani szybko się nie zestarzeją, ani nie zginą w zalewie modnych „turystycznych” opowiastek. Budrewicz nie jest tutaj poszukiwaczem przygód, jest za to podróżnikiem z prawdziwego zdarzenia, tym, kto próbuje zrozumieć sens przemierzania świata i wyciągnąć z tego dla siebie cenne lekcje. Przy okazji też ujawnia spore poczucie humoru, z którego przecież czytelnicy dobrze go znają.

Teksty w „Kto chce, niech wierzy” nie są czystogatunkowymi reportażami – to rodzaj wspomnień z rozmaitych wypraw. Cechą Budrewicza jest umiejętność odsiewania zjawisk i zdarzeń nieważnych – dzięki czemu w tych zapiskach pozostają tylko sprawy istotne i dające do myślenia. Ta tendencja utrzymuje się w całej książce. Budrewicza nie można tym razem traktować jak przewodnika po świecie – można za to przyglądać się jego kronice zdziwień i próbom zrozumienia rozmaitych sposobów na życie czy też miejsc, w których takie sposoby należy stworzyć. „Kto chce, niech wierzy” to książka geograficznych skrajności, przypominająca o sztuce pochylenia się nad nieznanym. Budrewicz to podróżnik w starym stylu – co dotyczy również elegancji językowej. „Kto chce, niech wierzy” to publikacja, która w niczym nie przypomina dzisiejszych relacji z wypraw po świecie. Olgierd Budrewicz pokazuje to, co jest esencją podróżniczego życia, bez morałów i wstawek dydaktycznych. Autor chce, żeby odbiorcy razem z nim nauczyli się poznawać piękno świata – do tego dąży swoim ciekawym tomem. I nie zawiedzie odbiorców.

1 komentarz:

  1. Budrewicz - w przeciwieństwie do Pałkiewicza czy Pawlikowskiej - zawsze był u mnie w czołówce pisarzy drogi. :-)

    OdpowiedzUsuń