Zysk i S-ka, Poznań 2014.
Muzyka i miłość
Rob to facet przegrany. Ma trzydzieści pięć lat i nie osiągnął w życiu nic, z czego mógłby być dumny. Co więcej – nie ma żadnych ciekawych perspektyw i żadnych nadziei na odmianę losu. Prowadzi sklep z płytami i to jedyny pewnik w jego szarej egzystencji. Nie jest to typ herosa ani zdobywcy – nic więc dziwnego, że jego związki szybko się rozpadają. Zresztą do kolejnych niepowodzeń Rob dorabia sobie własną filozofię. Przechodzi kryzys wieku średniego, a to okazja do kilku poważnych podsumowań.
W życiu Roba znaczenie mają tylko kobiety i muzyka. Tyle że kobiet, w odróżnieniu od muzyki, nie traktuje poważnie. „Wierność w stereo” rozpoczyna się wyliczeniem pięciu najbardziej spektakularnych i bolesnych rozstań – kres związku podważa zasadność całego jego istnienia, a Rob zdaje się czerpać przewrotną satysfakcję z miłosnych porażek. Posługuje się czarnym humorem i puszcza oko do czytelników – tu nic nie zasługuje na pesymizm i czarną rozpacz. Nie ma rzeczy wiecznych, poza muzyką. To muzyka kształtuje wybory Roba. Bohater ocenia ludzi po tym, kogo słuchają, układa w myślach listy najważniejszych utworów i porównuje te zestawienia z listami wybranek. Wie, że nie mógłby się dogadać z kimś o odmiennych muzycznych gustach. Pytanie tylko, o co tak naprawdę toczy się gra.
W „Wierności w stereo” temat miłości i damsko-męskich relacji staje się obiektem satyrycznych ataków. Nick Hornby sprowadza go najpierw do seksu, chcąc stworzyć przeciwwagę dla babskich czytadeł. Świat kobiet to świat łóżkowych podbojów, faceci nie cierpią z miłości – co nie przeszkadza bohaterowi wywlekać na światło dzienne przejawów zazdrości i bólu po rozstaniach. Rob wybiera wygodne życie – bez przywiązywania się do kolejnych partnerek (bo przez przywiązanie zbyt wiele traci, kiedy związek się rozpada). Z ironią, która ma zastąpić wszelkie wzniosłe i mniej chwalebne uczucia, relacjonuje swoją egzystencję. Odkrywa dzięki temu mimochodem sekret prawdziwego szczęścia.
„Wierność w stereo” nie jest ciepłą obyczajówką i męskim odpowiednikiem książek typu love story. To powieść trochę rozrachunkowa, mocno prześmiewcza, pełna kąśliwych uwag i dowcipu podszytego złośliwością. W ten sposób Hornby nie tylko oddala sentymentalizm, ale też zapewnia sobie uznanie męskiej części publiczności literackiej. Znana tematyka zostaje atrakcyjnie przekształcona. Bohater zwraca się często do swoich czytelników, zmuszając ich do dogłębnego analizowania sensu pozornie lekkich słów. Hornby nie przestaje tu grać. O miłości z punktu widzenia faceta nie chce opowiadać łzawo ani rozwlekle.
Szorstki jest tu również sam sposób prowadzenia narracji. Powieść składa się z drobnych scenek, jakby fragmentów wspomnień, które wymykają się uszeregowaniu. Unika tym samym autor szczególnego przywiązania do dalszoplanowych postaci i może szybko zmieniać charakter opowieści i opisywanych właśnie relacji. „Wierność w stereo” prowokuje i rozśmiesza, jest jednocześnie tomem bardzo mocno zakorzenionym w czasie (mimo poszukiwań uniwersalnych muzycznych fascynacji) i zyskującym charakter ponadczasowy za sprawą świata uczuć. Nick Hornby prowadzi swojego bohatera przez mocno spóźnione dojrzewanie – bawi się jego niepowodzeniami i trybem życia, by w końcu dać mu pewną szansę i sprawdzić, czy poradzi sobie z wyzwaniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz