Prószyński i S-ka, Warszawa 2014.
Mag
Gałczyńskiego ma się niemal zawsze niedosyt. Bez względu na to, czy w jego utworach najbardziej ceni się melancholijną lirykę, groteskę, tematy społeczno-polityczne, dowcip czy refleksję nad istotą tworzenia. Gałczyńskiego chce się czytać w nieskończoność – tym bardziej, że jego pomysły właściwie się nie starzeją. I teraz wyznawcy twórczości księżycowego poety mogą cieszyć się wierszami zebranymi – monumentalnym zestawem, w którym magia i codzienność nierozerwalnie splatają się z poezją.
„Szarlatanów nikt nie kocha” to pierwszy tom cennej edycji – prawie siedemset stron liryków uporządkowanych chronologicznie i opatrzonych przypisami dotyczącymi miejsca pierwodruku czy czasu powstania (wydawnictwo zrezygnowało z edycji „krytycznej”, a usunięcie przypisów-komentarzy paradoksalnie poszerzy krąg odbiorców i zmusi do uważniejszego przyglądania się zbiorkowi. W „Szarlatanach” literacka podróż rozpoczyna się w 1919 roku i prowadzi aż do czasów tużpowojennych. Można podczas niej obserwować poszukiwania tematyczne, reakcje na współzawodnictwo w środowisku literackim, echa społecznych przemian czy wątki autobiograficzne. Do lektury tego tomu raczej nie przystąpią przypadkowi i niedojrzali odbiorcy – dlatego też Jerzy Stefan Ossowski we wstępie rezygnuje – i słusznie – ze śledzenia biografii poety, a skupia się na tym, co najbardziej ulotne, czyli na agitacyjnej stronie wierszy zaangażowanych. Odczytuje Gałczyńskiego dość jednostronnie, kluczem politycznym w miejsce estetycznego – ale w końcu to rodzaj przypisu do twórczej biografii, ciekawostka dla czytelników.
W „Szarlatanach: ujawnia się poeta, który czaruje słowami. Gałczyński jest mistrzem fraz czarodziejskich, uwodzi poetycką magią. Nie boi się utrudnień tekstowych, bawi się wyszukanymi zwrotami i rymami, eksperymentuje też z rytmami wierszy. Jego zabawy wręcz upajają – słowo poddaje się poetyckim zabiegom i funkcjonuje w różnych gatunkowo przestrzeniach. Równie dobrze sprawdza się jako składnik erotyku co satyry. Gałczyński raz po raz przeplata filozoficzne westchnienia poetyckimi żartami, przed zaszufladkowaniem ucieka w niepowagę. Bywa zbyt ostrym krytykiem tylko po to, by zaraz ucieszyć naiwnością dziecka. Tworzy rodzaj pomostu między chaotyczną codziennością a pięknem nocy – lunatycy i księżyce obok kotów – to stały element poetyckich odniesień.
U Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego króluje wyobraźnia zamieniająca rzeczywistość w baśń. Każde wydarzenie – prawdziwe czy senne – zyskuje tutaj poetycki kostium. Słowa nigdy nie skrywają pustki, wiążą się zwykle z najsilniejszymi przeżyciami. Wiersze z „Szarlatanów” są często obdarzone uniwersalnymi przesłaniami, a zmiany w obrębie formy sprawiają, że ogromny tom ożywa i funkcjonuje właściwie jak rozmowa z poetą. Gałczyński pokazuje, w jaki sposób ubarwiać codzienność, dostrzega piękno, które tylko jemu nie spowszedniało. W naiwnym zachwycie może pomóc odkrywać uroki egzystencji.
Tak naprawdę „Szarlatani” są tomem, który w zależności od czytelnika ujawniać będzie różne pokłady sensów. Do twórczości Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego nikogo przecież przekonywać nie trzeba – a tu wystarczy chwila, by zagłębić się w świat niebywale plastyczny, oglądany przez poetę-maga. Ta publikacja to prezent dla wszystkich, którzy po Gałczyńskiego sięgają dla własnej przyjemności lekturowej i chcą rozbudowania znanych i pamiętanych czasem już od dzieciństwa fraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz