niedziela, 21 grudnia 2014

Grzegorz Kasdepke: Sama. Listy z piwnicy

Muza SA, Warszawa 2014.

Bez zabawek

Przerażająco brzmi tytuł (w połączeniu z podtytułem) tej publikacji. „Sama. Losty z piwnicy” ukazuje się jednak w serii Poczytajki pomagajki, wiadomo zatem, że będzie przydatna w procesie oswajania lęków najmłodszych – a do tego uświadomi rodzicom, na czym polegają zmartwienia ich pociech. Sama to Karina – dziewczynka, której rodzice się rozstają. Karina czuje się tym bardziej osamotniona, że mama co pewien czas zabiera jej ukochane zabawki i wynosi do piwnicy, nie zwracając uwagi na protesty i błagania. Karina tęskni za swoimi maskotkami. Pewną pociechę przynoszą jej jednak listy od przyjaciół. Mimo zamknięcia w piwnicy lalki, klocki czy pluszowy renifer ślą do Kariny krótkie wiadomości na kartkach papieru. Dziewczynka podejmuje korespondencję, a do tego może w listach dopytywać się o tatę, za którym tęskni równie mocno. Karina wie, że kiedy mama zamienia się w potwora (całkiem trafne to określenie na wszelkiego rodzaju zabiegi upiększające), nie ma z nią dyskusji. Nic dziwnego, że czuje się opuszczona przez najbliższych.

Grzegorz Kasdepke postawił na grę formą. Z korespondencji między wierszami wyczytać można uczucia dziewczynki. Zabawki nie skarżą się na swój los, prawdopodobnie żeby nie dokładać smutków małym odbiorcom. Karina też stara się trzymać fason – nie chce okazywać słabości, a może wie, że rozpaczanie niewiele tu pomoże. I bohaterka, i jej zabawki, udają więc, że wszystko jest w porządku – i tylko pełne oczekiwania pytania o tatę sugerują, czego Karinie potrzeba. Kasdepke przytacza listy, w nich zamieszcza cały wachlarz emocji. Nie musi już niczego więcej tłumaczyć – dla czytelników jasne staną się postawy bohaterki. Mama zamieniająca się w potwora też zyska szansę na zrehabilitowanie się. „Sama” nie jest więc opowieścią o wyolbrzymianych lękach w zamkniętych ciemnych pomieszczeniach – to samotność innego rodzaju, przyczyna głębszego smutku.

„Sama” jest jednak książką dość pogodną. Autor nie zajmuje się tu szczegółowym omawianiem problemu Kariny – jej rodzice rozstają się w tle opowieści, a ten fakt nie podlega żadnym dalszym analizom. Dziewczynka nie żąda rzeczy nierealnych, nie chce wymuszać na rodzicach zejścia się – za to czeka na odrobinę uwagi. Potrzebuje też wsparcia w trudnych chwilach, a przecież mama zabiera jej nawet ukochane zabawki. Pluszowy renifer czy Lalala rozumieją znacznie więcej niż mogłoby się wydawać. „Sama” to z jednej strony wsparcie dla maluchów – nawet w najtrudniejszej sytuacji można znaleźć twórcze rozwiązanie problemu, ale i podpowiedź dla dorosłych. Grzegorz Kasdepke nie tylko namawia rodziców do kontaktów z pociechą – uczy, jak w prosty sposób naprawić błędy i odbudować zaufanie.

Kasia Kołodziej, autorka ilustracji, tym razem daje się poznać z innej strony. Jej bohaterka nie jest rozbrykanym urwisem: to dziewczynka mocno nieszczęśliwa, wciąż bliska płaczu i zagubiona. W jej wyobraźni rozgrywają się smutne sceny – i nawet postacie – wytarte pluszowe maskotki – nie budzą uśmiechu. Kasia Kołodziej zwykle rozbawia maluchy rysunkami, tu nie ma takiej możliwości. Stara się jednak zachęcać do przyglądania się obrazkom – w końcu przecież pojawi się nadzieja na powrót „dobrej” mamy. I „Sama” dzięki happy endowi pocieszy kilkulatki. Nie jest to historyjka długa, więc nie wprawi maluchów w przygnębienie – ale porusza w niekonwencjonalny sposób temat coraz bardziej ważny dla dzieci. „Sama” uczy pogodzenia się z losem i spokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz