niedziela, 14 grudnia 2014

Ewa Szelburg-Zarembina: A... a... a... kotki dwa

Zysk i S-ka, Poznań 2014.

Poetyka nastroju

Całe pokolenia wychowywały się kiedyś na śpiewnych utworach Ewy Szelburg-Zarembiny, maluchy w lot chwytały dźwięczne frazy i z upodobaniem je powtarzały. W tych wierszach liczyła się najbardziej warstwa brzmieniowa, melodyjność języka i kojące tony. Bo Ewa Szelburg-Zarembina dość rzadko tworzyła absurdalne fabułki w bajkach. Bardziej interesowały ją możliwości stylistyczne, poetyckie westchnienia, niepozbawione treści – ale też nieprzesadnie zdynamizowane. Nic więc dziwnego, że kiedy rynek literatury czwartej rozwijał się w stronę kreskówkowych scenariuszy, poeci nastrojów zostali usunięci w cień. Zysk i S-ka przypomina teraz najbardziej popularne wiersze Ewy Szelburg-Zarembiny w tomiku o tytule, który pozytywne skojarzenia budzi we wszystkich. „A… a… a… kotki dwa” to książka idealna na lekturę przed snem, wypełniona łagodnymi współbrzmieniami i próbą znalezienia kompromisu między liryzmem i dziecięcą wyobraźnią.

Ewa Szelburg-Zarembina często wprowadza do swoich tekstów motyw bajki, bajkowości czy bajkowych schematów. Odwołuje się do tradycji cowieczornego opowiadania bajek, sięga po znane motywy i próbuje jeszcze raz przekonać do nich małych odbiorców. Często zwraca się do swoich słuchaczy i to nie tylko z powodów rymotwórczych: wie, że bezpośrednie zagadywanie pomoże w zwracaniu uwagi najmłodszych na utwór, pozwoli im stać się częścią opowiadanej właśnie historii. A historie Szelburg-Zarembina przedstawia rozmaite: zabiera dzieci do zamku z królewną, prezentuje złotego jeża spod jabłoni czy śpiące krasnoludki. Z upodobaniem sięga do praw przyrody i do normalności natury – bohaterami wierszy mogą stać się słońce, niebo czy boża krówka – tu nawet śmierć świerszcza wydaje się naturalna. Bo Szelburg-Zarembina dba o dostarczenie najmłodszym całej gamy emocji. Uczy dzieci zachwytu i radości – obok smutku czy melancholii. Nie ukrywa przemijania. Oswaja strachy – mrok czy ciemny pokój – i pozwala polubić myszy. Dzisiaj pod względem językowym jest nieco staroświecka, ale to tylko umożliwi odbiorcom poznawanie dawnej polszczyzny. Autorka czerpie też z charakterystycznych dla starych opowieści wątków i postaci – przywołuje między innymi czarodzieja, wróżkę czy jeźdźca. Wprowadza elementy kojarzone z dzieciństwem (konik na biegunach), gra formą przez nawiązania do kołysanek.

Nie ma w tych bajkach udziwnień, poza tymi, które dopuszczała wyobraźnia filtrowana przez twórczość dla dzieci. Szelburg-Zarembina opowiada o świecie, na przemian zwykłym i onirycznym, zamienia się w rejestratorkę wrażeń. Nie animuje swoich postaci, bardziej woli towarzyszenie im z bezpiecznego dystansu. Pokazuje dzieciom wytwory wyobraźni i proste spostrzeżenia zamieniane na poetyckie frazy – taka lektura nawet po latach od powstania bajek i mimo zmieniających się mód będzie dla dzieci cenna. Autorka uczy maluchy wrażliwości, wyczula je na ulotne piękno świata i przyczynia się do uliryczniania fantazji. Przede wszystkim jednak, zwłaszcza dzisiaj, uwodzi słowem. Teksty Ewy Szelburg-Zarembiny są bardzo dopracowane pod względem brzmieniowo-stylistycznym, to nie przypadkowe rymowanki czy dyktowane przez wyrazowe echa rozwiązania. Dzieci zyskują tu wstęp do zaczarowanej krainy – a nawet te maluchy, które nie są jeszcze w stanie świadomie podążać za treścią kolejnych wierszy, odkryją wartość w ich rytmie. Ewa Szelburg-Zarembina przypominana po latach zasługuje na to, by zagościć na stałe w biblioteczkach najmłodszych. Dzisiaj – jako odskocznia od prostych bajek fabularnych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz