piątek, 19 grudnia 2014

Encyklopedia gender. Płeć w kulturze

Czarna Owca, Warszawa 2014.

Spory

W ostatnim czasie „gender” stało się medialnym hasłem-straszakiem, synonimem nieakceptowanych przez konserwatywną część społeczeństwa zmian. Zbiegło się to z wydaniem „Encyklopedii gender”, tomu, który zamiast porządkować definicje i prezentować szerszemu gronu odbiorców temat płci w kulturze, podtrzymuje część stereotypów i budzi szereg wątpliwości.

Przede wszystkim nietrafiona okazała się forma tej książki. W nawiązaniu do rozmaitych publikacji (choćby z teorii literatury), „Encyklopedia gender” ma mieć charakter słownikowy. Poszczególne artykuły hasłowe opracowywane przez przedstawicieli studiów gender z różnych ośrodków badawczych nie cechują się naukową dociekliwością, a nastawieniem na retorykę. Zamiast ścisłości i konkretów pojawiają się interpretacje i sugestie ocen. W efekcie odbiorcy dostają nie tyle materiał do samodzielnego przemyślenia, co już przetrawione i nierzadko ogólnikowe, zwykle nacechowane emocjonalnie wnioski. Często podczas lektury ma się przykre wrażenie, że autorzy próbują narzucić swoje opinie – bez jakiegokolwiek oglądania się na argumenty innych stron. Oczywiście takie podejście, jak najbardziej logiczne w esejach i artykułach „humanistycznych”, nie może sprawdzić się w miejscu, do którego zagląda się po zwięzłe i precyzyjne wyjaśnienia. Przyjęcie perspektywy gender wyklucza racjonalizm – takie wnioski wyciągną czytelnicy z kolejnych omówień. Ogólniki nie sprawdzają się w tekstach o pozorach naukowości. W książce pełno jest fraz nacechowanych, pozbawionych rzeczowej podbudowy: „zakłada się, że odbiorcą tych aktów jest męski widz, więc prezentowanie kobiecego ciała służy jego przyjemności” (s. 30), „ustawodawcy, choć powoływali się na wspólny interes, działali przede wszystkim w interesie swych przedstawicieli, którymi w zdecydowanej większości byli mężczyźni (s. 434). Obfitość tego typu oceniających sformułowań zaprzecza badawczemu obiektywizmowi i każe coraz bardziej krytycznie przyglądać się kolejnym rewelacjom. Autorzy przekonują, że „gatunek [gotycyzm] rozwijały głównie kobiety (z tego powodu był oceniany jako gorszy przez współczesnych im krytyków)”. Przypomina to równie nonsensowne dyskusje o parytetach i liczbie kobiet w polityce. Gender stawia na płeć. A co z tymi, którzy wolą jednak rzetelnie i dobrze wykonywaną pracę zamiast polityki sztucznego wyrównywania szans? Dyskusja mogłaby tu trwać w nieskończoność, „Encyklopedia gender” uparcie przedstawia jedną stronę zjawiska i ta tendencyjność jest największą wadą książki.

W artykułach hasłowych przywoływane są frazy „wygodne” i obrazowe – jednak dalekie od ducha naukowości („gdyby mężczyźni zachodzili w ciążę, aborcja byłaby sakramentem” autorstwa Glorii Steinem ma być… ilustracją do rozumienia równości płci, ale to, skądinąd aforystyczne, zdanie nie zyskuje tu żadnej podbudowy – jego ozdobnicza funkcja rozrasta się, niestety, do rozmiarów quasi-argumentu). Czasem wręcz chce się zapytać, dlaczego twórcy haseł wybierają frazy nieprawdziwe i udają, że nie dostrzegają oczywistości (naginają rzeczywistość do własnych potrzeb) – na przykład twierdząc, że w polskiej kulturze współczesnej… nie mówi się o kwestiach fizjologicznych czy o przyjemności seksualnej kobiet (s. 530). Kiedy kilka razy dostrzeże się takie sposoby przekonywania, rodzi się nieufność do sensowności badań gender.

Dziwić może dobór haseł. Terminy znane z innych dziedzin i badań – depresja, gotycyzm, historiografia – redefiniowane są przez pryzmat gender. Ograniczeniom za to podlegają hasła, których rozwinięcia w takiej encyklopedii (bo gdzie indziej?) chciałoby się szukać – krótkie jest omówienie nurtów feminizmu czy organizacji kobiecych. Najciekawiej wypadają zagadnienia z pogranicza interpretacji genderowych i literatury (w dziedzinie kultury zdarzają się omówienia ciekawsze i te zogniskowane na wyliczeniach motywów gender). Autorzy tomu walczą o przywrócenie równowagi w językowym obrazie świata – obok artykułów o tym, że język polski dyskryminuje kobiety (w uogólnieniach i przysłowiach) można znaleźć dość męczącą strategię. W roli podmiotu zawsze widnieją rzeczowniki żeńskie i męskie (rzadziej odwrotnie). Brak akceptacji dla uzusu w samym procesie lektury męczy.

„Encyklopedia gender” tak starannie przygotowana i wydana przegrywa jednostronnością spojrzenia i zaprzeczeniem badawczego obiektywizmu. Nie przyczyni się do budowania porozumienia między zwolennikami i przeciwnikami teorii gender. Zwolenników przekona, przeciwnikom dostarczy broni…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz