czwartek, 25 grudnia 2014

Deborah Lawrenson: Latarnia

Albatros, Warszawa 2014.

Sekrety domu

Deborah Lawrenson próbuje sprawdzić, co wyjdzie z mariażu obyczajówki, powieści psychologicznej i thrillera. Pomysłem na fabułę jest u niej mroczna tajemnica i przypominająca o sobie przeszłość. Ale „Latarnia” nie zaskoczy rozwojem wypadków, co najwyżej reakcjami bohaterów na nie. Autorka odrzuca proste historyjki romansowe, a w ich miejsce proponuje bardzo rozbudowane opisy miejsc i zapachów. Nieprzypadkowo jedna z postaci zajmuje się wytwarzaniem perfum. Lawrenson unika kojącego rytmu narracji – nie chce powielać prostych i naiwnych relacji zakochanych szczęśliwie bohaterek. U niej na pierwszy plan wysuwa się niepokój i gorycz.

Opowieść z jednego miejsca odnosi się do dwóch przestrzeni czasowych. Eve przybywa do Prowansji za swoim ukochanym. Dominic jej wydaje się cudem, jednak w czytelniczkach podobnych emocji raczej nie wzbudzi – Lawrenson nie robi niemal nic, by ocieplić wizerunek tej postaci. Owszem, decyduje się na kobiece ujęcie tematu, ale nawet w oczach zauroczonej bohaterki Dominic prezentuje się niezbyt zachęcająco. Taka kreacja przyda się autorce już wkrótce, do spotęgowania strachu i wrażenia samotności. Do związku, z pozoru sielankowego, wkracza przeszłość. Eve niewiele wie o dawnej żonie wybranka, a strzępki informacji potęgują tylko jej zagubienie. W dodatku Prowansja wcale nie jest miła i gościnna, w pobliżu dzieją się niewyjaśnione dramaty, a każdy coraz bardziej podsyca nieufność kobiety. Przeszłość z kolei należy do Bénédicte. Ta bohaterka u schyłku życia zaczyna widzieć duchy zmarłego rodzeństwa. Nawiedzana przez zjawy, pogrąża się we wspomnieniach i jeszcze raz przeżywa własne tragedie, dylematy i nie zawsze szczęśliwe wybory. Jej doświadczenia pozwoliłyby Eve zrozumieć przynajmniej część historii domu – tak silnej, że prawie namacalnej. Ale Eve egzystuje bez dostępu do jakichkolwiek informacji, musi radzić sobie z niewygodnymi przeczuciami i lękami na każdym kroku. O wsparciu ze strony ubóstwianego Doma nie ma co marzyć.

Lawrenson przeplata ze sobą dwie narracje bohaterek, ale nie różnicuje ich stylistycznie: czytelniczki będą więc odkrywać światy obu kobiet równocześnie, a szybko nauczą się też przejść między rzeczywistościami. Za każdym razem autorka stawia na zmysłowe i plastyczne sceny, nawet jeśli prowadzi akurat motyw thrillerowy. Nie boi się turpizmu i brzydoty. To sprawia, że wątek kryminalny zaczyna dominować nawet wówczas, gdy wszystko wydaje się być w porządku. „Latarnia” naprawdę nie zna obyczajówkowej sielanki, a bohaterki nie mogą odnaleźć się w swoim otoczeniu, chociaż obie w pewnym momencie mają szansę decydować o swoim losie.

Kiedy Lawrenson próbuje zaintrygować czytelniczki najtrudniejszymi wyborami postaci, zapomina o opisowych opowieściach, zarzuca za to relację kolejnymi przewrotkami. Przenosi zatem uwagę z tego, jak opowiedziana jest całość, na to, co wybiorą bohaterowie. Próbuje lekko wyprzedzać bieg wydarzeń, kształtować opinie odbiorców – tuż przed ostatecznymi wyjaśnieniami. Nie traktuje Eve (ani nikogo z jej otoczenia) z czułością. Wprost przeciwnie: szorstkość wobec bohaterów daje jej możliwość dowolnego – i niekoniecznie optymistycznego – kształtowania ich życiorysów. Cała „Latarnia” jest zatem odpowiedzią na idylliczne czytadła rozgrywające się w urokliwych miejscach oddalonych od cywilizacji. Deborah Lawrenson nie ma zamiaru rozleniwiać – dostarcza rozrywki połączonej z dreszczem emocji. Sięga przy tym po fabułę mało prawdopodobną, ale przynajmniej nie baśniową czy przesłodzoną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz