piątek, 26 grudnia 2014

Christian Tielmann: Maks jedzie do babci i dziadka

Media Rodzina, Poznań 2014.

Remonty

Kilkuletni Maks bez przerwy przeżywa coś nowego. Tym razem przygodę zapowiada wyjazd do dziadków. Po Maksa i jego starszego brata Feliksa dziadek przyjeżdża pociągiem. Na peronie przejmuje chłopców, razem z ich bagażami. Bracia mają już plany co do weekendu. Zabierają ze sobą młotki – mają nadzieję, że dziadek pozwoli je wykorzystać. Ale nie przypuszczają, co może się stać w warsztacie.

Christian Tielmann proponuje małym odbiorcom bardzo „męską” przygodę. Maks i Feliks nie chcą bawić się w dawnym domku mamy (bo ten domek jest różowy) i nie kusi ich odświeżanie kuchni. Woleliby pobawić się we… wbijanie gwoździ w stodole. Na rozebranie czeka też rozpadający się kurnik, ale jego mieszkankom trzeba zapewnić nowe schronienie. Nic dziwnego, że Maks i Feliks lubią spędzać czas z dziadkiem: tu nie ma dla nich dziecinnych rozrywek, a same odpowiedzialne zadania. I nawet kiedy przypadkiem coś się zbroi, dziadkowie wiedzą, jak temu zaradzić. Trzeba też pamiętać, że dziadkowie są bardziej wyrozumiali niż rodzice, pozwalają na więcej, a nawet więcej ciekawych zadań wymyślą. Tielmann w tytule tomiku nie ujawnia naprawdę ciekawie spędzonego czasu.

Małych chłopców rozsadza energia – i to jeden z motywów kierujących minifabułą tomiku. Drugim jest upodobanie do „dorosłych” narzędzi i takich prac. Banalne wbijanie gwoździ w drewniane belki, zaproponowane przez bohaterów, uruchamiałoby tylko pierwszy motyw – aspekt zabawy bez oglądania się na jej realne korzyści (lub straty dla dziadków). Przypadek sprawia, że chłopcy pod kierownictwem dziadka muszą zająć się ważniejszymi rzeczami powiązanymi z motywem wbijania gwoździ. Dzieci mogą uwierzyć we własne siły i mieć poczucie przydatności, a nawet czerpać dumę ze swoich osiągnięć. Tomik „Maks jedzie do babci i dziadka” zachęca zresztą do rozmowy o emocjach – warto po lekturze podpytać dziecko, jak w konkretnych okolicznościach czuł się mały bohater i dlaczego.

Tielmann nawiązuje do częstego w literaturze czwartej zagadnienia – nieobecności rodziców. Spakowani chłopcy bez zbędnych pożegnań wsiadają z dziadkiem do pociągu, a potem świetnie się bawią i pracują aż do końca weekendu. Nie ma tu mowy o tęsknocie za rodzicami, o trudach rozstania czy o chęci szybszego powrotu. Dla chłopców krótki wyjazd do babci i dziadka to wyłącznie powód do radości i podekscytowania. Autor pomaga w ten sposób rodzicom, których pociechy nawet na krok nie chcą opuścić – wystarczy podsunąć takim maluchom wzór Maksa i jego atrakcyjnych przygód.

W tym tomiku nikt się nie złości. Nawet kiedy młotek Maksa nie trafia w cel, nawet kiedy po obiedzie brudna kuchnia wymagałaby odmalowania. Tu wszyscy są dla siebie serdeczni i zawsze szeroko uśmiechnięci, co widać na rysunkach. Bohaterowie słuchają się wzajemnie i szanują się – nie ma scenek, które komukolwiek sprawiałyby przykrość. Lektura ma być przyjemna także dla odbiorców – tu aspekty pedagogiczne zostały starannie zamaskowane niecodziennymi zabawami. Tielmann do silnych przeżyć chłopców dodaje jeszcze komizm sytuacyjny – a jest nim choćby zamiana dawnego domku mamy na kurnik.

Sabine Kraushaar zachęca dzieci do oglądania książeczki przede wszystkim dzięki pozatekstowym niespodziankom – zachowaniom maskotek Maksa czy zwierząt (kota i kur) u babci i dziadka. Za każdym razem poza opisywaną sytuacją rysunek skrywa jeszcze dodatkowe treści – mniej ważne dla lektury, za to przyciągające uwagę kilkulatków. Czytanie tej książeczki można też rozbudować o rozmowy na temat tego, co widać na rysunkach, żeby przedłużyć moment pozostawania w historyjce. Zwłaszcza że Maks to bohater bardzo dobrze znany odbiorcom, jedna z postaci, dla których codzienność z kolejnymi przygodami staje się bardzo ważna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz