Bukowy Las, Wrocław 2014.
Rola matki
Z jednej strony ta książka daje nadzieję rodzicom autystycznych dzieci. Z drugiej jest interesująca jako zwykła ludzka historia z happy endem, opowieść o niezwykłym doświadczeniu. Kristine Barnett występuje tu z pozycji matki, dla której dobro dziecka jest wartością najcenniejszą. A jednocześnie udowadnia, że niekonwencjonalne podejście do terapii może zdziałać cuda.
„Błysk. powieść o wychowaniu, geniuszu i autyzmie” to książka cenna ze względu na poukrywane w relacji matki wskazówki. Finał zdradza już w pierwszej scenie – dziewięciolatek uczestniczy w zajęciach z fizyki razem ze studentami – rozwiązuje zadania, z którymi starsi koledzy sobie nie radzą i wdaje się w dyskusje z profesorem. Ten chłopiec to Jake, bohater książki, dziecko z autyzmem. „Błysk” nie odbiega zbyt daleko od narracji chorobowych” – Kristine Barnett zdradza swoje obawy, przedstawia spotkania z lekarzami oraz terapeutami, wskazuje kolejne niepokojące sygnały w zachowaniu kilkunastomiesięcznego dziecka, wreszcie dowiaduje się, że Jake nie będzie mówić ani czytać. Diagnozy nie załamują jej – podejmuje walkę o rozwój syna. Uważnie go obserwuje i próbuje wprowadzać do codziennych zajęć coraz to nowe zabawy. Nie eksperymentuje na dziecku, raczej stara się zrozumieć, co najbardziej chłopca interesuje – i wspiera go w działaniu. Z czasem otwiera też przedszkole dla innych dzieci dotkniętych autyzmem. Wobec wszystkich stosuje te same niekonwencjonalne metody, co wobec Jake’a: obserwuje i dostosowuje zabawy do przejawianych zainteresowań. Nie boi się rozwiązań nieszablonowych: kosmate nakładki na sedes uczą maluchy, jak siadać w kółku. Stopniowo Kristine Barnett zaczyna zajmować się także autystycznymi nastolatkami, a do każdego szuka innego klucza.
W „Błysku” nie ma mowy o heroizmie i poświęceniu. Autorka jawi się jako osoba kreatywna i zmotywowana do działania, ale też kochająca swoją pracę i wierząca w jej efekty. Przez cały czas ma na uwadze dobro dzieci i nie chodzi o to, by zachowywały się w sposób ogólnie przyjęty, ale żeby rozwijały umiejętności społeczne czy inteligencję – i żeby przy tym były też szczęśliwe, by nie przestawały być dziećmi. Z „Błysku” można wyczytać wiele pomysłów, których nie zaoferują postępujący szablonowo terapeuci. Barnett dzieli się swoimi doświadczeniami, by z jej odkryć skorzystali też inni.
Jake, matematyczny geniusz, dominuje w tej opowieści. Ale Kristine Barnett skupia się też na swoim zwyczajnym życiu. Zwierza się z kłopotów finansowych (i przetrwania w trakcie kryzysu), przedstawia przepis na swój udany związek, nawiązuje do kwestii wiary (bez kaznodziejstwa). Opowiada o problemach z drugą ciążą i o radości, jaką dało jej przezwyciężenie zdrowotnych kłopotów synów. Wreszcie dociera do momentu, w którym nie zajmuje się już wyrównywaniem szans Jake’a na normalny rozwój, ale zapewnianiem mu możliwości zgłębiania pasji.
Są w „Błysku” sceny wzruszające i niosące nadzieję rodzicom, są i wstawki dość komiczne. Ta książka pokazuje przede wszystkim, jak ważne jest zrozumienie potrzeb dziecka i poświęcanie mu uwagi. Kristine Barnett wyczula na sygnały wysyłane przez najmłodszych. Nie zamierza przy tym wychowywać sobie małego geniusza – odciąga Jake’a d fizyki, matematyki i astronomii, a zmusza do uprawiania sportu, objadania się smakołykami i beztroskiej zabawy. Przypomina wszystkim ambitnym nad miarę dorosłym, że źródło sukcesu leży również w odpowiednim wyważeniu proporcji – a kiedy pozwoli się maluchowi rozwijać własne zainteresowania, reszta umiejętności przyjdzie w sposób naturalny. Niezależnie natomiast od wszelkich wskazówek wychowawczo-terapeutycznych „Błysk” staje się książką, którą czyta się znakomicie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz