Iskry, Warszawa 2014.
Taniec
Jana Stanisława Witkiewicza interesuje biografia niezwykłego tancerza, ale jeszcze bardziej charakter Rudolfa Nurejewa. Tom zatytułowany po prostu „Rudolf Nurejew” nie jest przesadnie rozbudowany, a do narracji nie wkrada się poetyka poppublikacji. Autor stara się przede wszystkim rzetelnie przedstawić oszałamiającą karierę urodzonego na Syberii artysty. Co pewien czas odwołuje się do opinii jego współpracowników, ale nie pozwala, żeby głosy z zewnątrz zdominowały opowieść.
Witkiewicz wybiera prosty język. Pisze konkretnie, a na początku tomu krótkie zdania sugerują, że nie będzie ich miejsca na rozwlekłe interpretacje czy recenzje występów. Autor chce przedstawić swojego bohatera szczerze i bez przegadania. Wie, że musi przybliżyć sylwetkę tancerza baletowego – a to znaczy, że nieznanego szerokiemu gronu odbiorców, nawet mimo ogromnej sławy. Zajmuje się zatem tym, co w egzystencji Nurejewa najważniejsze. Dość szybko z tematu biografii schodzi na pracę i pasję – zresztą nie dałoby się inaczej, bo nowatorskie podejście do tańca w pewnym momencie zaczyna definiować Rudolfa Nurejewa. Jan Stanisław Witkiewicz rezygnuje z postawy fana tańca, zafascynowanego hipnotyzującym talentem. Wybiera dystans badacza, zachwyt zastępuje rzetelnością, unika też emocjonalnych ocen. Dzięki temu Nurejew może zainteresować czytelników, którzy o balecie nie mają pojęcia. Jest to bowiem książka o wybitnym indywidualiście, człowieku, który nie bał się realizowania własnych odważnych pragnień, ale i nie oglądał się na innych. Przez jednych uwielbiany, przez innych znienawidzony, geniusz, wizjoner lub… człowiek zbyt samolubny, by mieć przyjaciół. Witkiewicz zamiast wyliczać kolejne role, stara się wynotowywać proponowane przez Nurejewa rozwiązania, nowości wprowadzane do tańca. Praca bohatera intryguje go najbardziej z uwagi na „rewolucyjne” dla baletu decyzje i postępowanie wbrew przyjętym zwyczajom. Wprowadzanie nowych mód wiąże się też z reakcjami zespołów – Witkiewicz odwołuje się przede wszystkim do odczuć partnerek Nurejewa. Najpierw przywołuje wspomnienia primabalerin, którym pomysłowy tancerz pomógł odzyskać wiarę w siebie. Z czasem jednak kapryśna natura Nurejewa bierze górę nad dobrem widowisk: bohater coraz częściej postępuje egoistycznie, co przysparza mu kolejnych wrogów. Autor unika oceniania małostkowych postępków, czytelnicy natomiast będą mogli wyrobić sobie własne zdanie na temat baletowej legendy.
Drugim tematem, jaki, obok tańca, mocno zajmuje Witkiewicza, jest życie prywatne Rudolfa Nurejewa, a dokładniej – jego seksualne podboje. I również tutaj autor tomu zachowuje narracyjną obojętność wobec prezentowanej postaci. Bujne życie erotyczne Nurejewa nie brzmi tu skandalicznie – nawet mimo informacji o chorobie i zarażaniu nią kolejnych przypadkowych partnerów. Rolą Witkiewicza nie jest tu w końcu wygłaszanie sądów, a relacjonowanie burzliwej egzystencji gwiazdy. Tej książce daleko do pomnika – tym chętniej będzie czytana.
Ze względu na beznamiętny styl narracji bardzo pomocne okazują się fotografie przedstawiające Nurejewa na scenie. To one dodają blasku opisom i najlepiej wyjaśniają słowa Witkiewicza (który bardzo rzadko odnosi się nawet do metafor recenzentów), budują też dodatkowy wizerunek artysty, na który nie ma miejsca w biografii. Dzięki zdjęciom „Rudolf Nurejew” zyskuje ostatni szlif.
„Rudolf Nurejew” to niewielka publikacja poświęcona wielkiemu artyście. Umiejętne połączenie życia i działalności twórczej Nurejewa składa się na dobrą lekturę. Istotna jest tu również umiejętność prowadzenia opowieści tak, by nie dać się ponieść łatwym ocenom. Nie przypomina ta książka typowych biografii ludzi sztuki. Z uwagi na styl oraz na „egzotyczny” temat nadaje się do zaprezentowania szerokiemu gronu odbiorców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz