sobota, 1 listopada 2014

Izabella Frączyk: Jak u siebie

Prószyński i S-ka, Warszawa 2014.

Hotel (nie)marzeń

Izabella Frączyk dba o konkrety. Swoje bohaterki umieszcza w różnych przestrzeniach i różnych sytuacjach, by przez specyficzny koloryt lokalny (uzyskiwany dzięki fachowym informacjom) związać z nimi czytelniczki. W „Jak u siebie” na warsztat bierze autorka temat jeszcze modny w literaturze rozrywkowej dla pań, to jest – urządzanie i prowadzenie hotelu-pensjonatu.

Niby zaczyna się jak zawsze: Eliza, utalentowana pielęgniarka, uwielbiana przez staruszków z domu opieki, dziedziczy po jednej z pensjonariuszek tajemniczą posiadłość oraz środki na jej remont. Spadek może przyjąć dopiero po obejrzeniu domu – jednak popełnia błąd i decyduje się przez przypadek zostać właścicielką obskurnego i ledwo prosperującego hotelu. Miejscowi gangsterzy zbierają się tu na spotkaniach „biznesowych”, prostytutki przychodzą z klientami, a personel podkrada jedzenie. Wnętrza wyglądają odstraszająco i każdy rozsądny człowiek odrzuciłby taką ofertę. Jednak Eliza potrzebuje zmiany i bierze się do pracy. Nie ma pojęcia o zarządzaniu hotelem, ma za to dobrą przyjaciółkę, która pilnuje interesów i proponuje zawsze najlepsze rozwiązania. Eliza przechodzi prawdziwą metamorfozę.

„Jak u siebie” to powieść prowadzona trochę według schematów fabularnych obyczajówek, ale Frączyk zmienia naiwne sytuacje w rzeczowe scenki. Tutaj czytelniczki przeżywać będą razem z bohaterką każdą decyzję: na co w pierwszej kolejności przeznaczyć pieniądze, jak pozbyć się niechcianej klienteli i zbudować lepszy wizerunek miejsca, jak poradzić sobie z hałaśliwymi wycieczkami integracyjnymi poważanych firm lub… z pielgrzymami. Niepostrzeżenie autorka angażuje odbiorczynie w problemy Elizy. Inaczej niż w typowych czytadłach, skupia się na pracy, a nie na sprawach prywatnych, chociaż i w tych ostatnich sporo zmienia. Wszystko oczywiście toczy się według rozwiązań z typowych pogodnych czytadeł – ale Frączyk dostarcza wielu szczegółów, o których czytelniczki nie mają pojęcia. Pokazuje od kulis, na czym polega zarządzanie hotelem – porusza tematy, na które nie ma miejsca w innych powieściach. A wszystko to z ogromnym poczuciem humoru i narracyjną swobodą. Mówiąc w skrócie, Frączyk brzmi tak, jakby przelewała na papier to, czego się nauczyła, prowadząc hotel. W ten sposób może też uwiarygodnić swoją bohaterkę, a odbiorczyniom zapewnić trochę dość egzotycznej wiedzy.

Autorka zatem poszukuje odświeżającego spojrzenia na sprawy obgadane w powieściach obyczajowych. Udaje jej się to – chociaż podczas lektury wiadomo, jak rozwinie się akcja, chociaż fabularnych zaskoczeń nie będzie, na uwagę zasługuje realizacja oklepanego pomysłu. Izabella Frączyk pisze lekko, a przy tym i przekonująco. Dobrze czuje się, kiedy może zaproponować swoim czytelniczkom coś nowego, coś, co sama dopiero i być może tylko na potrzeby książki, odkrywa. Przygody Elizy zapewniają oderwanie się od zwyczajności i rutyny, pokazują bardziej oryginalne podejście do zwykłych problemów – rozstania z partnerem czy utratę pracy. „Jak u siebie” czyta się przyjemnie. Frączyk zachęca do lektury zmysłem humoru, dystansem do wielu spraw i umiejętnością ratowania bohaterki z rozmaitych tarapatów. Nie proponuje przewodnika z prowadzenia własnego biznesu, za to weryfikuje rozmaite lekturowe marzenia. Jest przy tym dobrą gawędziarką, autorką ciepłej i nienaiwnej w temacie własnego pensjonatu historii. „Jak u siebie” to czytadło, które w swoim gatunku nie rozczarowuje – i kolejny dowód na sprawne pióro Izabelli Frączyk. To książka przynosząca wytchnienie i sporo rozrywki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz