Egmont, Warszawa 2014.
Zimowa przygoda
Basia testuje i oswaja coraz bardziej odległe od szarej codzienności wydarzenia i to wyróżnia ją z szeregu bohaterów książeczek edukacyjnych. Owszem, zwykłe czynności stają się materiałem na część opowieści, ale Basia otrzymuje też szansę zasmakowania w różnych rozrywkach. W tomiku „Basia i narty” dziewczynka jedzie z rodzicami w góry i ma po raz pierwszy spróbować jazdy na nartach. Ale tata Basi nie wydaje się dobrym nauczycielem. Nie ma cierpliwości ani pomysłu na to, by przekonać bohaterkę do wysiłku, który może być przerywany upadkami, stanowi więc wątpliwą raczej przyjemność. Basia zwyczajnie się boi i próbuje szukać wymówek, co z kolei irytuje tatę. Na szczęście w pobliżu czuwa stryj Grzesiek. Młodszy brat taty doskonale rozumie obawy dziewczynki, ale też ma sposób na jej zniechęcenie do nart. Nie poucza i nie mówi, co Basia ma robić – zabiera ją po prostu na przejażdżkę. Co będzie dalej, łatwo się domyślić, Basia zapomina o swoich lękach, zyskuje za to nową i świetną zabawę. Chyba polubi jazdę na nartach – a gdyby nie stryj Grzesiek, zniechęciłaby się do tego sportu na długo.
Basia jest zwyczajną dziewczynką. Przypomina wiele maluchów. Daleka bywa od ideału – często kłóci się z bratem, nie słucha dorosłych, uwielbia słodycze i jest naiwna. Ale doświadcza uczuć bardzo podobnych do tych, które znają (albo dopiero poznają) odbiorcy. Jest szczera i swoją szczerością wygrywa zainteresowanie maluchów. Basia stanowi bufor przed zagrożeniami. To ona na własnej skórze sprawdza, na czym polegają najnowsze pomysły dorosłych. Nie daje wiary banalnym zapewnieniom obowiązkowo powtarzalnym przez wielu rodziców. Musi wszystko poznać samodzielnie i zestawić własne odczucia z tym, co zapowiadali starsi (także starszy brat). A ponieważ Basia nie stosuje zasad dyplomacji, odbiorcy uwierzą jej bez zastrzeżeń. Zofia Stanecka dokonała rzeczy ważnej: wymyśliła postać, której intencje są dla dzieci oczywiste, a jednocześnie nie zdradzają tendencyjności w kwestiach wychowawczych. Dorośli domyślą się, co chce osiągnąć autorka – i będą jej za to wdzięczni, bo Stanecka wspiera ich w działaniach edukujących pociechy. Dzieci nie mogą odkryć podstępu: dla nich Basia będzie po prostu rówieśnicą, sprawdzającą ewentualne zagrożenia.
Zofia Stanecka miejscami puszcza oko do rodziców, którzy będą towarzyszyć dzieciom w lekturze. Tata u stryja Grześka narzeka na męczące młodsze rodzeństwo (nie precyzując, co ma na myśli), stryj stosuje podstęp, żeby zachęcić Basię do jazdy na nartach. Dorośli (przynajmniej rodzice) nie rozumieją tu obaw maluchów, ale zawsze znajduje się ktoś, kto załagodzi konflikty i pomoże dziecku oswoić się z nieznanym.
„Basia i narty” to lektura dla najmłodszych. Pokazuje niedostępne jeszcze dzieciom rozrywki i zachęca do aktywności fizycznej – w końcu przygody Basi są znacznie ciekawsze niż granie na komputerze. Również dzięki temu, że sama bohaterka nie stanowi wzoru do naśladowania, za to do złudzenia przypomina prawdziwe dziecko. Staneckiej każdy maluch uwierzy, a zatem dobrze, że seria rozrasta się o kolejne tomiki.
Marianna Oklejak odpowiedzialna za stronę graficzną także zachęca do śledzenia przygód dziewczynki. Tu na obrazkach króluje pewien przyjemny rodzaj chaosu – wiele się dzieje na trochę naiwnych obrazkach. Dzieci będą towarzyszyć bohaterce w jej codzienności – obejrzą pokój nocą, znajdą się przy wyciągu narciarskim i przekonają się do nowych pomysłów. Basia na ilustracjach także jest małą niesforną dziewczynką – czym przekona do siebie. „Basia i narty” to zatem książeczka w sam raz dla kilkulatków. Pomocna w oswajaniu strachu, ale też nadająca się na wieczorną lekturę. Zofia Stanecka rozumie maluchy, to cieszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz