niedziela, 12 października 2014

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak: Wieczna wiosna

WNK, Warszawa 2014.

Walka o siebie

W powieściach psychologicznych Katarzyna Zyskowska-Ignaciak wyraźnie czuje się lepiej niż w obyczajówkach. Jej „Wieczna wiosna”, chociaż niesie przesłanie jak z typowego czytadła dla pań, staje się odzwierciedleniem licznych lęków związanych z chorobą nowotworową. To lektura trudna zwłaszcza dla tych, których bliscy musieli zmierzyć się z diagnozą-wyrokiem – ale na swój przewrotny sposób również piękna i dająca przyzwolenie na szczęście w każdych okolicznościach. „Wieczna wiosna” nie jest prostą historyjką i właśnie dzięki temu będzie poruszać odbiorców.

Przypadek Łucji nie należy do rzadkich. Kobieta pewnego dnia odkrywa guzek w piersi. Ze swojego strachu zwierza się przyjacielowi-lekarzowi, a po błyskawicznie wykonanych badaniach wie, co ją czeka w najbliższej przyszłości. Zyskowska-Ignaciak bardzo starannie odwzorowuje kolejne fazy walki, przygotowania do rozmów z rodziną, reakcje męża i dorosłych już dzieci Łucji. Precyzyjnie odmalowuje charakter kobiety: wyposaża ją wprawdzie w indywidualne cechy i zainteresowania, ale w temacie raka sięga po scenki sprawiające wrażenie wspólnych dla wszystkich chorych. Autorka operuje tu wyraziście czasem: informacja o nowotworze zatrzymuje całą rzeczywistość, akcja zwalnia na tyle, by dało się w opisach zmieścić całą bezradność i strach. Godzenie się z losem jest tu wstrząsające i bardzo prawdziwe, a do tego też odmalowywane szczegółowo. Łucja staje się obiektem dokładnych obserwacji, a i uosobieniem społecznych nastrojów. Z reakcji na wieść o chorobie składa się pierwsza część tomu „Wieczna wiosna”. To wnikliwe studium nad tematem raka, nie dodatek do fabuły.

Druga część przynosi pożądane – w życiu i w literaturze – zmiany. Dotąd Łucja była przede wszystkim panią domu, matką i żoną przymykającą oko na zdrady męża dla dobra rodziny. Ze swoich marzeń zrezygnowała dawno, podobnie jak z uczuć. W walce z rakiem zrozumienie może znaleźć tylko u lekarza, który poinformował ją o złych wynikach – ale w tych kontaktach nie ma miejsca na nic poza serdeczną przyjaźnią. Sytuacja zmienia się, gdy bohaterka wyjeżdża w góry, by odzyskać sprawność po operacjach i chemioterapii. W tym miejscu „Wieczna wiosna” zmienia swój rytm, chociaż od tematu badań, lęku i choroby nie odejdzie. Autorka pozwala swojej bohaterce na czerpanie z życia, uczy ją wykorzystywania szans na szczęście, bez zastanawiania się nad tym, co ma się wydarzyć.

„Wieczna wiosna” to powieść uzyskana z nietypowego połączenia: w połowie jest boleśnie prawdziwa i niebezpiecznie przerażająca (Zyskowska-Ignaciak wcale nie prowadzi kampanii zachęcającej do regularnych badań, nie próbuje uświadamiać społeczeństwa – teraz już tylko rejestruje historię zbudowaną na powtarzalnym dramacie), w połowie natomiast bajkowo piękna. Bo jeśli bohaterce nie wiedzie się w jednej sferze życia, ma pełne prawo do rekompensaty w innej dziedzinie. W końcu nie da się atakować postaci ze wszystkich możliwych stron. Historia Łucji pobrzmiewa miejscami wręcz kiczowato (nie w narracji, w rozwiązaniach fabularnych), ale pokazuje odbiorczyniom, jak zmienić tragedię w sukces. To zawoalowana zachęta do walki o własne marzenia, o czym warto pamiętać, przechodząc razem z bohaterką przez kolejne lęki. Warto jeszcze zaznaczyć, że Zyskowska-Ignaciak świetnie radzi sobie z prowadzeniem tej opowieści: buduje wiarygodne i szczere obrazki, przez co może jeszcze silniej oddziaływać na odbiorczynie i zmuszać ich do zastanowienia nad kruchością życia.


1 komentarz:

  1. Książka czeka na półce. Wiedząc o czym traktuje trochę boję się po nią sięgnąć, pomimo, że lubię trudne lektury.

    OdpowiedzUsuń