Akapit Press, Łódź 2014.
Przejście w poduszce
„Tajemnica strażnika”, pierwszy tom „Dzieciaków z krainy Niesnu”, wypada pod względem fabularnym trochę nieporadnie, ale tak zwykle bywa, gdy autor na siłę chce wtłoczyć w pierwszy pomysł wartości pedagogiczne. Tak, żeby książka się tłumaczyła, żeby zyskała aprobatę specjalistów i żeby dało się ją podciągnąć pod kategorię literatury edukacyjnej lub terapeutycznej. Nie zliczę, ile dobrych pomysłów już w ten sposób zostało zmarnowanych, podczas gdy bez „pouczającej” otoczki byłyby całkiem znośne.
Kraina Niesnu znajduje się w poduszce. Bezsenność i uporczywe przekręcanie poduszki w odpowiedniej (odkrytej przypadkiem) sekwencji przenosi Amelię (modne ostatnio w literaturze czwartej imię) do krainy Niesnu. Tu znajduje się dziwaczny Przewodnik, który – niestety – mówi do rymu, a także Iza i Borys, dwoje sympatycznych dzieci. Amelia dostaje się do krainy Niesnu, bo boi się pierwszego dnia w szkole, a rodzice nie mają dla niej czasu. Ale sama kraina powstała w innym celu, o czym dobitnie przypominają trzy potwory, Przemrażacz, Pełzacz i Pożeracz.
Wszystko staje się jasne, gdy dziewczynka kolegów z Niesnu spotyka na jawie. Tu Iza jeździ na wózku inwalidzkim, a Borys ma nadwagę. Kraina Niesnu odziera bohaterów z tych społecznych utrudnień (cała trójka nie zyskuje w szkole aprobaty „fajnych” dzieci) i pozwala poznać ich lepiej, bez krzywdzących uprzedzeń. Kraina Niesnu skrywane i czasem nieuświadamiane lęki zamienia w całkiem realne (jak na Niesen) potwory, co ułatwia walkę z nimi, a także zrozumienie własnych problemów. Kraina Niesnu daje dzieciom siłę i działa lepiej niż jakakolwiek terapia. Tu bohaterowie budują własną odwagę i zyskują przyjaźń. I ta sfera jest nawet lepsza niż proponowane przez autorów wydarzenia: jazda na chmurze, ciuszkokrzew czy gigantyczny chomik to nie motywy, którymi da się dzisiejszym czytelnikom zaimponować. Wyobraźnia w krainie Niesnu wyraźnie przegrywa z psychologią. Chociaż i tu znajdą się wątki ciekawe.
Bywa, że dialogi wypadają sztywno, ale postać Przewodnika według mnie całkowicie psuje przyjemność ze zwiedzania krainy Niesnu. Przewodnik bowiem mówi do rymu (nie: wierszem). Gorzej, że do rymu gramatycznego. Nie dość, że rymuje gramatycznie niemal za każdym razem, to jeszcze i z tym najprostszym sposobem szukania współbrzmień sobie nie radzi, czego konsekwencją w prostej linii stają się irytujące inwersje i mało czytelne przesłania. Nic dziwnego, że Amelia nie lubi z nim rozmawiać i uważa, że Przewodnik wszystko niepotrzebnie komplikuje. W tego typu kreacjach zasady są bezlitosne – albo umie się rymować (a i tak nie zawsze ryzyko się opłaci), albo lepiej wymyślić inny sposób na indywidualizację bohatera.
Joanna Preisner i Jakub Bogusz piszą tak, jakby chcieli opowiedzieć dziecku baśń na dobranoc. Styl oralny odbija się w „Tajemnicy strażnika” i daje dość przyjemny efekt kołysania. Widać, że autorom nieobce są zasady konstruowania historii – z drugiej strony jednak zachowują się, jakby przerastała ich możliwość stworzenia alternatywnego świata niemożliwego do wytłumaczenia. Stąd ucieczka w motyw snu, której nawet poduszkowe zaklęcie nie ocali dla wyobraźni. Cenne są natomiast w książce możliwości dowiedzenia się, jak wiele można stracić, sądząc po pozorach. Na tę jedną prawdę autorzy zużyli szereg „magicznych” zjawisk, skutecznie ukrywając tendencyjność skojarzeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz