Zysk i S-ka, Poznań 2014.
Kolorowe wojsko
Figurki ołowianych żołnierzyków nie są już dzisiaj tak popularnymi zabawkami jak dawniej – coraz częściej zastępują ją wymyślne zabawki lub ludziki z klocków. Ale ołowiane żołnierzyki wciąż powracają w klasyce literatury czwartej i w związku z tym pamięć o nich raczej nie zaginie. Malutki tomik Tadeusza Kubiaka „Ołowiany dobosz” to okazja do przypomnienia najmłodszym podziałów wewnątrz ołowianego wojska i szansa na zainteresowanie ich zabawkami dziadków. To książeczka zaledwie kilkustronicowa – składa się na nią parę zwrotek wierszyka o ołowianym doboszu i jego towarzyszach.
Tadeusz Kubiak przyjmuje tutaj konwencję wyliczanki. W pudełku znajduje się dziesięć ołowianych żołnierzyków, z których dobosz jest najmniejszy, ale pełni dość ważną rolę, o czym autor w puencie przekona. Jego koledzy także nie próżnują, każdy ma inne zadania – jeden pełni wartę, inny jest piechurem, znajdzie się tu też nurek, lotnik, kucharz czy kowal. Każdy ołowiany żołnierzyk jest ważny i przydaje się do innych celów – a wszyscy muszą słuchać najmniejszego. Bo to ołowiany dobosz daje sygnał do wymarszu.
Prosta to opowiastka, ale warto zwrócić uwagę na jej konstrukcję. Autor szkielet bajki skrywa pod ładnym doborem fraz: nie proponuje dzieciom surowej wyliczanki, a rzeczywiście ciekawy i atrakcyjny przegląd przedstawicieli różnych formacji. Różni się tym od dzisiejszych twórców literatury czwartej. Odrzuca powtarzalność fraz i banały, stara się prostą bajkę zamknąć w udanej formie. Stosuje rymy niedokładne, unika natomiast współbrzmień gramatycznych, rytmem próbuje podkreślać treść opowiastki. Robi wszystko, by dzieciom przyjemnie się tej bajki słuchało i aby rodzicom dobrze czytało się ją na głos. To dość ważne, bo w końcu w wierszyku nie ma klasycznie rozumianej akcji – dzieje się sporo, ale jest to efekt przeglądu kolejnych obrazków z rolami dzielnych ołowianych żołnierzyków. Żeby dodać bajce dynamiki Tadeusz Kubiak posługuje się chwytami warsztatowymi, nieuświadamianymi przez odbiorców. To ciekawe i rzadko spotykane podejście – i prawdopodobnie niewielu rodziców w ogóle je dostrzeże przy wieczornym czytaniu swoim pociechom.
„Ołowianego dobosza” zilustrowała Agata Krzyżanowska – i zrobiła to pięknie. Nawet gdyby tematyka nie zainteresowała dorosłych, kupujących bajki dla swoich pociech, nawet gdyby nie przyciągnęło ich nazwisko autora, pozostanie szata graficzna przykuwająca wzrok. Są tu bajeczne kolory, zupełnie sprzeczne z treścią: w końcu ołowiane żołnierzyki nie kojarzą się z taką mnogością barw. Autorka pozwala zapomnieć o tym, że bohaterami są zwykłe figurki – prezentuje je w ruchu. Z drugiej jednak strony przypomina o ich zabawkowym pochodzeniu i umieszcza w kontekście niby dobrze znanym, ale odkrywanym na nowo. I tak nurek skacze do szklanki z wodą, lotnik lata papierowym samolocikiem, a kowal podkuwa konika z kasztanów. Zamiast wielkiej góry jest tu kosz z włóczką. Dzieci z przyjemnością będą odkrywać zabawy ilustratorki i znajdować na obrazkach znajome przedmioty. Dzięki takiemu opracowaniu wierszyk na nowo staje się atrakcyjny dla najmłodszych odbiorców – stare zabawki przedstawione w ten sposób mogą nawet wygrać konkurencję z nowymi. „Ołowiany dobosz” zyskał dodatkowy blask za sprawą wyobraźni Krzyżanowskiej. Nasycone kolory przyciągną do tego maleńkiego tomiku i sprawią, że maluchy zechcą poznać przygodę ołowianego wojska, nawet jeśli tego typu zabawek nie posiadają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz