WNK, Warszawa 2014.
Sąsiedztwo
Zgodnie ze stwierdzeniem, że nic tak nie ożywia akcji jak nieboszczyk, Iwona Banach swoją powieść „Lokator do wynajęcia” utrzymuje w konwencji dowcipnego kryminału. Zamieszanie w sferze charakterów pomaga jej w uwalnianiu komizmu i ubarwianiu fabuły – Banach nie przepada za ogranymi scenariuszami. Dlatego też swojej bohaterce wymyśla zawód nietypowy. Miśka jest lokatorką do wynajęcia, dba pod nieobecność gospodarzy o ich domy, mieszkając w nich. Wszędzie zabiera ze sobą Noldiego, znajomego, który posturą odstrasza ewentualnych bandytów (lub nieuczciwych zleceniodawców) i chociaż ma wygląd mięśniaka, to urodzony humanista. Teraz Miśka z Noldim przybywa do Zakopanego, żeby wypełnić dwie umowy naraz. Nie tylko ma zająć się domem, w którym według miejscowych straszy, ale jeszcze mieć oko na dwie sąsiadki, dość demoniczne staruszki. Dziwne wypadki zaczynają rozgrywać się coraz szybciej, kiedy bohaterowie znajdują… misia z Krupówek, najwyraźniej – zamordowanego.
Iwona Banach stawia na śmiech. W „Lokatorze do wynajęcia” mnoży zabawne scenki (chociaż trzeba przyznać, że kiedy odwołuje się do komizmu słownego, nie zawsze wychodzi jej to na dobre, bo przewidywalność kierunku dyskusji niweczy efekt puenty). Przede wszystkim wprowadza do książki całą galerię zabawnych postaci. Dwie staruszki, z pozoru bezbronne i dobroduszne, chcą się jakoś rozerwać i potrafią knuć nieprawdopodobne intrygi, policjanci wykazują się wyjątkową nieudolnością w śledztwach. Trwa stały konflikt między góralami i ceprami. Pojawia się karykaturalna matka rozpieszczonego dorosłego syna, Banach robi, co może, żeby akcja była dynamiczna – morderstwa, porwania, brawurowe ucieczki i wiszące w powietrzu romanse – „Lokator do wynajęcia” pozostaje obyczajówką, ale obyczajówką, w której bardzo dużo się dzieje. Autorka stawia na rozmaite nieporozumienia i konflikty między postaciami, nie boi się zjawisk pozornie niewytłumaczalnych. Bawi się tematem – nie opiekuje się przesadnie Miśką, daje jej możliwość poznania różnych wad poznanego zawodu. Cieniem Miśki jest poczciwy Noldi. Kiedy tylko Noldi pojawia się w kuchni, oznaczać to będzie katastrofę. Chłopak nie potrafi gotować, a to uwielbia jeść. W tej powieści bardzo często się przeżera i… równie często wymiotuje, co akurat niekoniecznie czytelniczki ucieszy.
„Lokator do wynajęcia” to powieść nastawiona na rozrywkę. Zwyczajne i przyziemne problemy tutaj znikają, a ich miejsce zajmują quasi-kryminalne scenariusze. Banach pozwala bohaterom dziwić się miejscowym zwyczajom, wtrąca ich w nowy kontekst i zapewnia wiele do odkrycia. Miśka i Noldi na normalną egzystencję nie mają tutaj szans. Iwona Banach nie chce kopiować typowych obyczajówkowych fabuł, szuka własnego pomysłu na ożywienie akcji – i nawet jeśli nieraz w tym ożywianiu mocno przesadza, to przecież robi to wszystko dla zabawy. „Lokatora do wynajęcia” traktować poważnie się nie da. W tej historii znajdzie się za to bardzo dużo miejsca na dowcipne kontrasty, niespotykane wynalazki, wyrafinowane zemsty i potyczki oraz nieoczekiwane znajomości. Iwona Banach po raz drugi daje się poznać jako autorka, która ceni sobie dobry żart. Pomysłami oryginalnymi i pozbawionymi stereotypowych naleciałości nasyca fabułę, żeby wciąż w życiu bohaterów mieszać. Tak wymyślona powieść dostarcza rozrywki i sprawdza się jako lekkie czytadło – autorka nie zapomina bowiem o ciepłej i naturalnej narracji. W „Lokatorze do wynajęcia” miesza gatunki i udziwnia rzeczywistość, ale przez cały czas pamięta o swoich odbiorczyniach, którym pozwala na odkrywanie kolejnych niezwykłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz