środa, 27 sierpnia 2014

Wojciech Cejrowski: Wyspa na prerii

Zysk i S-ka, Poznań 2014.

Azyl

Gdzieś na prerii, z dala od ludzi i od cywilizacji, znajduje się mały drewniany domek, który skrzypi na wietrze. Właściciel tego domku uznawany jest przez okolicę za niepoczytalnego: podobno przebywa na zwolnieniu warunkowym, a w ogóle to codziennie rzuca krzesłem. Wystarczy, żeby trzymać się od jego azylu z daleka. Zresztą tu każdy ma broń i może wykorzystać ją do powitania niechcianych gości. Wojciech Cejrowski tym razem zaprasza czytelników do „Wyspy na prerii”. To książka długo wyczekiwana po dwóch tomach o Gringo i chociaż tematycznie zupełnie inna, to jednak humorem dorównująca tamtym bestsellerowym publikacjom.

WC jako młody chłopak zdobywa domek na prerii (wraz z ranczem). Żeby nikt nie miał wątpliwości co do prawa własności, zdobywa go trzykrotnie. Po dwóch dekadach powraca na prerię w Arizonie, by tu wieść spokojne i proste życie. Jedyną rozrywkę stanowią wizyty w lokalnym barze i próby zorganizowania sobie egzystencji w nowym miejscu. WC zaopatruje się w starego mustanga i skrzynkę na listy, próbuje też przywabić do obejścia kojoty. Siada na porczu w drewnianym, podgryzanym przez termita, krześle (którym uprzednio rzuca) i siedzi. Ale „Wyspa na prerii” nie składa się z zapisu takich siedzeń. Po pierwsze, Cejrowski zwraca uwagę na rozmaite absurdy, z którymi się najpierw zetknął (najlepszy okazuje się powrót do szkoły podstawowej) i przedstawia szereg zdziwień związanych z życiem na prerii. Prerii nie da się nauczyć ani oswoić, nie da się przed nią przestrzec. Preria jest nieprzewidywalna tak samo jak dżungla, a szeryf mocno wierzy, że skoro WC poradził sobie w dżungli, to i tutaj nie zginie. Na kompletnym odludziu zapowiedź przygody może oznaczać błysk: na prerii błyszczy się tylko broń lub kły drapieżników; atrakcji dostarcza wychodek pozbawiony tylnej ściany. A kiedy dość już samotności, autor wychodzi do baru. Dla miejscowych jest znowu Gringo, tym razem to pseudonim, który podaje, bo nikt nie jest w stanie poprawnie wymówić jego imienia. Bar to także miejsce ciekawostek, a już na pewno – barwnych opowieści. WC dzięki temu może przedstawić cały przegląd miejscowych dziwaków. Zestawia ich z zasadami życia w Stanach, wyraźnie akcentując zwyczaje, które mu się podobają. Tu nie ma czasu na myślenie o samotności – zwłaszcza że to samotność upragniona i zaplanowana.

Cejrowski przyzwyczaja odbiorców do ironicznej i kąśliwej narracji. Nie rezygnuje z niej w „Wyspie na prerii”. Chociaż nie ma tu stałego zagrożenia, adrenaliny będzie sporo, podobnie jak specyficznego humoru. Ten tom zapewnia czytelnikom azyl od codziennego kieratu: tu życie toczy się niespiesznie, nie ma nużących obowiązków, a problemy można przy odrobinie kreatywności oddalić. Dla autora ta opowieść to okazja do narracyjnych popisów i zabaw. Cejrowski dba o wątki spoza praktycznych aspektów mieszkania na prerii – odwołuje się do metafizyki (znaki od nieżyjącego ojca), żeby ubarwić i tak już barwną historię – ale też żeby oddalić ją od standardowych książek podróżniczych. Stara się wpływać na wyobraźnię czytelników (potem podsyca ją też zdjęciami z pustkowia). Wreszcie wskrzesza Helenę Trojańską, zgryźliwą „tłumaczkę” ujawniającą się w sarkastycznych przypisach. Wszystko to sprawia, że lektura staje się lekka i nasycona anegdotami. Wojciech Cejrowski po raz kolejny odwołuje się do marzeń wielu odbiorców. Tym razem jednak marzenie o wiecznej przygodzie zastępuje marzeniem o wolności – od cywilizacji, od nieakceptowanych praw, od męczącej obecności innych. „Wyspa na prerii” to tom długo oczekiwany, książka, która nie zawiedzie odbiorców. To publikacja zabawna, interesująca i pełna zestawień ze stereotypowymi obrazkami z westernów. Cejrowski znów porywa czytelników do świata, o którym ci nawet nie odważyliby się myśleć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz