Znak, Kraków 2014.
Przekład
Mikołajek w klasycznej narracji coraz częściej wybierany jest przez dorosłych (lub po prostu – przez starszych czytelników, którzy nie boją się litego tekstu). Najmłodsi chętniej sięgają po bajki na podstawie znanych opowiadań – wprawdzie uboższe o całą masę żartów, za to dostosowane do wymogów współczesnych lektur pop, służących rozrywce. „Wakacje Mikołajka. Wczasy nad morzem” to książka, która powstała na podstawie filmu, który powstał na podstawie książki – z czego śmieją się we wstępie Laurent Tirard i Grégoire Vigneron. Taka praktyka, coraz częściej w kulturze masowej spotykana, dla tradycjonalistów mogłaby być profanacją dzieła. A dla dzieci…
A dla dzieci będzie to szansa na pierwsze zapoznawanie się ze światem bohatera. Przełożenie książki na język filmowy oznacza konieczność odrzucenia tego, co stało się znakiem firmowym Mikołajka – czyli narracji bogatej w żarty słowne. Oznacza jednak również uporządkowanie fabuły i nadanie jej obowiązkowego tempa za sprawą licznych skrótów. W filmie nie ma bowiem miejsca na subtelności i wydarzenia, które nie nadadzą znaczenia akcji. Tu cały czas musi się coś dziać, najlepiej, jeśli to będzie wyraziste i zrozumiałe dla najmłodszych. Wydarzenia dobierane są więc według innego klucza niż w fabule, inne elementy wysuwają się na pierwszy plan. To oznacza nie tylko przebudowanie historii. „Wakacje Mikołajka” to książka wydana przy okazji premiery filmu. W związku z tym mali odbiorcy mogą jeszcze raz powrócić do wrażeń z sali kinowej (trudno ukryć, że dzisiejsze dzieci najpierw wybiorą łatwiejsze rozwiązanie, czyli film, a dopiero później mogą zajrzeć do książki) i przypomnieć sobie najciekawsze czy najzabawniejsze sceny. Autorzy tomiku proponują jeszcze jedno ciekawe wyzwanie: odbiorcy mogą teraz porównać film z książką powstałą na kanwie scenariusza i wynaleźć różnice. Co bardziej ambitni mogliby też zestawić film i tomik z pierwowzorem – książką, od której wszystko się zaczęło. To da intrygujący obraz pracy scenarzystów i pokaże najmłodszym kulisy atrakcyjnego zawodu.
Dwukrotny interdyscyplinarny przekład nie oznacza wcale utraty komizmu. Owszem, z oryginalnym Mikołajkiem ta wersja równać się nie może, ale to wynik uproszczeń i dostosowywania historii do percepcji maluchów. W przypadku filmu najłatwiej postawić na humor sytuacyjny – w tomiku „Wakacje Mikołajka” ten rodzaj dowcipu powraca. Zdarzają się również drobne żarty w opisach, charakterystykach czy dialogach, ale nie na tyle, by przysłaniały akcję. Tu musi się coś dziać. I dzieje się: Mikołajek spędza wakacje nad morzem i przypadkiem dowiaduje się, że ma zostać wyswatany z dziwną Izabelą, dziewczynką, która zachowuje się jak lalka. Początkowo zamierza zniechęcić do siebie potencjalnych teściów, a później zaczyna zmieniać zdanie. Tymczasem mama Mikołajka zwraca na siebie uwagę natrętnego reżysera, tata cierpi ze względu na obecność nielubianej teściowej, a nowi kumple Mikołajka starają się pomóc, chociaż niewiele z tego wszystkiego rozumieją.
Tomik „Wakacje Mikołajka” to propozycja dla widzów chcących zachować miłe wspomnienia z filmu, to także sposób rozreklamowania tej produkcji. Dla najmłodszych to historia o prostej i wyrazistej fabule z dobrym humorem w tle. Mikołajek w tej wersji przypadnie do gustu zwłaszcza kilkulatkom, które nie byłyby w stanie odczytywać różnych płaszczyzn dowcipu w pierwotnej wersji. Może też stać się argumentem w odwiecznych dyskusjach nad wyższością filmu nad książką (i odwrotnie) – pomoże wybrać ciekawszą dziedzinę sztuki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz