poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Teatr Montownia: Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o teatrze, a boicie się zapytać

Materiał ze „Sztajgerowego Cajtunga”, gazety festiwalowej Chorzowskiego Teatru Ogrodowego

Stand-up dla czterech aktorów,
czyli
Cena scen

Artystów docenia się po śmierci. Nawet jeśli nie mieli nic ciekawego do zaoferowania: śmierć podnosi wartość ich wątpliwej jakości dzieł. Zwłaszcza jeśli jest to śmierć męczeńska, z której da się uczynić performance. Bo Michał Parówka był jedynym rozumiejącym własny artystyczny projekt Człowiek cerata. Dlatego zresztą musiał zginąć. I wtedy urósł do rangi bohatera. Członkowie teatru Chłodnica odwołują się do niego raz po raz, a nawet prezentują rozpaczliwe fragmenty z videobloga. Wszystko, co chcielibyście wiedzieć o teatrze, a boicie się zapytać Teatru Montownia to gra form. Zresztą sama Montownia na ten wieczór zamienia się w Teatr Chłodnica (biedny, skromny, ale z tradycjami i osiągnięciami: na przykład grywa na korytarzu u Jandy, co z kolei wzięło się z doświadczeń Montowni i stanowi autoironiczny zapis historii grupy…). I tak pojawia się rekonstrukcja laotańskiego teatrzyku cieni, przemowa ministra kultury i obrony narodowej („ja się teatru nie boję, niech się teatr boi mnie!”), teatr brutalistyczny (z argumentowaniem żeliwnym stojakiem do nut), scena szekspirowska (istniejąca dzięki sponsorom), teatrzyk lalkowy z aktorem drewnianym, protest-song artystyczny, teatr performatywny czy grupa strugania dramatów tępym heblem. WOT to pretekst, żeby wyśmiać wszystko, bywa, że w bardzo ostry i prowokujący sposób. Obowiązkowo obrywa się celebrytom. Aktorzy z głośnymi nazwiskami pojawiać się mogą tylko na próbie generalnej, do reklamowych zdjęć dla mas. Później jedynie z rzadka zaszczycają swoją obecnością fanów i zaliczają kolejne imprezy, bardzo przy tym uważając, żeby się nie przemęczać. Obrywa się także, ironicznie, sponsorom, bo to oni odpowiedzialni są za kształt spektakli. Piosenka im w hołdzie zawiera zestaw najbardziej prymitywnych technik eksponowania produktu. Reklama to również element poddawany surowej krytyce. Tak samo zresztą jak i aktorzy próbujący się przed nią bronić.

Co chcielibyście wiedzieć o teatrze? Montownia prostych pytań nie szuka, a i tak trafia w gust publiczności. Na przykład kwestią, czy ze sceny widać widownię, bo z widowni nie widać widowni. To okazja, żeby pośmiać się i z własnych widzów. Kogo nie nurtowało pytanie, co aktorzy robią podczas licznych żałób narodowych? RFN wyjaśni wszystko (RFN to Rezerwa Finansowa Nażałoby; Nażałoby pisane razem). I tak toczy się opowieść patchworkowa, zszywana ze skeczy, pomysłów, drobnych historyjek, zabaw, złośliwości czy odwołań do rzeczywistych wydarzeń. Śmiech przybiera w niej różne postacie: bywa szyderczy i gorzki, bywa wyzywający, bywa zapożyczany ze stand-upu, w którym aktorzy Montowni czują się przecież doskonale). Na oczach widzów tworzone są rekonstrukcje wydarzeń teatralnych, sygnalizowane swojskim PLAY! Nie da się ukryć, że Montownia pokazuje również, jak działa bezrefleksyjny rechot: w składance przebojów (rockandroll, hip-hop, disco polo) słowa to fragmenty dzieł wieszczów oraz bogoojczyźniane utwory z klasyki literatury polskiej. Forma przysłania tu treść i nikt nie jest w stanie wsłuchać się w tekst przy popisach czterech aktorów.

Forma to również gra niedoróbkami technicznymi. Scenograficzne rozwiązania są, jak zawsze u Montowni, proste, a przy tym efektowne (jedna pomysłowa zastawka i jedna mównica), mimo że wykpione w spektaklu. Aktorzy sami zmieniają sobie światło, sami dbają o oprawę muzyczną (najczęściej zresztą też sami grają i śpiewają), sami przenoszą sobie mikrofony i sami zaplątują się w kable. Przepiękne są scenki z podsuwaniem mikrofonu lalkom: to szansa pokazania, jak tworzy się iluzję teatru… i jak niewiele brakuje zwykle, by sztuka zamieniła się w szmirę. Protest-song śpiewany z kartki, słowne skojarzenia, aluzje do prawdziwych zajęć Rutkowskiego, Wierzbickiego, Krawczuka i Perchucia, przekraczanie tabu do wyśmiewania wulgarności w teatrze… Tu każdy chwyt czemuś służy, choćby wydawał się prostym lub kontrowersyjnym ozdobnikiem.

WOT to aktorskie zabawy, czasem na granicy dobrego smaku (wyzwanie rzucone dawnemu postrzeganiu sztuki), czerpiąc ze stand-upu, naiwności i buntu. Bo Montownia część teatralnych pomysłów wyostrza dla ośmieszenia, ale drugą część stawia na głowie, zmienia hierarchię wartości i kryteria ocen. Ten satyryczny manifest, mimo pozorów lekkości, wydaje się momentami requiem dla sztuki. Chociaż do końca bawi…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz