poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Mia March: Poszukiwany Colin Firth

Świat Książki, Warszawa 2014.

Przełomy

W serii Leniwa Niedziela ukazuje się druga powieść Mii March, „Poszukiwany Colin Firth” – i ta książka jest zdecydowanie lepsza niż „Klub filmowy Meryl Streep”. Autorka ogranicza partie „recenzenckie”, stara się już nie streszczać filmowych hitów i trochę bardziej rozwija fabułę. Pozostaje jej wprawdzie tendencja do zapychania informacjami dialogów, ale to da się w lekturze ignorować, żeby cieszyć się samą historią. Tylko miłośniczki obyczajówek kulinarnych z przepisami na końcu tomu mogą mieć March za złe, że ta przedstawia kilka rodzajów przepysznych lub oryginalnych ciast, ale w odróżnieniu od bohaterki – nie dzieli się ich recepturami. Ma to swoje logiczne (amerykańskie) wyjaśnienie, którego Mia March oszczędza: w powieści tarty zyskują niemal magiczną moc, mogą zapewniać uczucia, przywoływać pamięć o bliskich lub koić nerwy – więc zapewne znalazłoby się grono oburzonych pań, które zarzucałyby autorce fabularne kłamstwa.

Trzy historie w tej powieści splatają się ze sobą. Gemmie coraz trudniej porozumieć się z zaborczym mężem-tradycjonalistą. Dyskusji nad rolą żony i jej marzeniami nie ułatwia fakt, że Gemma właśnie zaszła w nieplanowaną ciążę. Nie czuje jednak instynktu macierzyńskiego ani żadnej więzi z dzieckiem. Bea po śmierci matki dowiaduje się, że była adoptowana – i próbuje dowiedzieć się czegoś o swoich biologicznych rodzicach. Veronica, jej prawdziwa matka, słynie w miasteczku z pieczenia leczniczych ciast. Zatrudnia się jako statystka w filmie, by móc poznać Colina Firtha, aktora, którego uwielbia. Mia March przeskakuje między postaciami, by dokładnie pokazać ich rozterki i nadzieje. Angażuje czytelniczki w wielkie problemy – bo nad drobnymi kwestiami nie lubi się rozwodzić. Dla bohaterek ma niemal wyłącznie sprawy przełomowe – kiedy chce im przynieść wytchnienie (a robi to dość rzadko), posługuje się sławnymi już wieczorami filmowymi, podczas których postacie przerzucają się opiniami na temat aktorów i fabuł. Robi to March subtelniej niż w „Meryl Streep”, stara się też bardziej uzasadniać filmowe wybory, chociażby kojarząc je z życiorysami powieściowych kobiet. Nie unika skojarzeń z amatorskimi klubami dyskusyjnymi, a rozmowy o filmach brzmią najbardziej sztucznie – ale być może autorka zachęci kogoś w ten sposób do obejrzenia kilku produkcji, a na pewno kontynuuje tym samym swoje pierwsze fabularne pomysły.

Tym razem w tomie dominuje temat dzieci i więzi z rodzicami. Gemma ma napisać artykuł o ciężarnych nastolatkach mieszkających w Domu Nadziei i przygotowujących się do oddania dzieci do adopcji, mała córeczka policjanta wychowuje się bez mamy, a Veronica musi spotkanej po latach córce szczegółowo przedstawić swoje uczucia i motywacje decyzji. Mia March próbuje pokazać, jak dużo nieszczęść wynika z odrzucenia ciężarnych nastolatek przez najbliższych – co w niewielkim miasteczku jest szczególnie wyraźne. Każe swoim bohaterkom bez przerwy rozmawiać o uczuciach, czasami te dialogi przypominają ugładzone podręcznikowe rozmowy z psychologiem – są tak wyważone, dopracowane i idealne pod względem komunikacyjnym, że aż niewiarygodne w lekturze. Ale w końcu powieści March nie czyta się dla dialogów, a dla rozrywki płynącej z fabuły, wystarczy o tym pamiętać, żeby przymknąć oko na niedoskonałości w narracji. „Poszukiwany Colin Firth” to powieść, która nie zawiedzie fanek ciekawej serii Świata Książki – kolejna lektura o posmaku rozrywkowym, ale dająca przy tym do myślenia i podkreślająca rozmaite życiowe wybory.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz