Egmont, Warszawa 2014.
Strach w katedrze
Cornelia Funke pisze tak, że dokładnie widać szablony, które wykorzystuje do kreowania postaci i fabuły. Nie przejmuje się prawdopodobieństwem i nie tłumaczy obecności tworów wyobraźni oraz kultury masowej w historiach. A wreszcie – uwielbia straszyć, a raczej dostarczać dzieciom adrenaliny przez historie zupełnie niedzisiejsze, napisane tak, by podkreślały swoją literackość i przypominały, że nie ma się czego bać, chyba że bardzo się tego chce. I dlatego zawsze u Cornelii Funke roi się od potworów, straszydeł, duchów i zjaw. Mogą one pozwalać sobie na wszystko, a śmierć w tych opowieściach nie jest tematem tabu. Bohaterowie silnie przeżywają wydarzenia, bo są w nie, w odróżnieniu od odbiorców, bez reszty zaangażowani. Odbiorcy natomiast czerpią przyjemność z tego, że mogą nad lekturą czuć strach.
W te założenia „Rycerz widmo” wpasowuje się bez zarzutu. Cornelia Funke za nic ma zastrzeżenia pedagogów dotyczące wpływu strachu i agresji w literaturze czwartej na zachowania młodzieży. Hołduje zasadom głoszonym przez Bettelheima, a dodatkowo wychodzi ze słusznego założenia, że po jej tomy sięgają już świadomi i ukształtowani odbiorcy. W tomie „Rycerz widmo” autorkę wyraźnie pasjonuje i inspiruje katedra w Salisbury. Do miejscowej szkoły katedralnej mama i przyszły ojczym, Brodacz, wysyłają jedenastoletniego Jona. Pierwsze dni w nowym miejscu dla każdego dziecka są trudne. Jon dowiaduje się jednak, że czekają go dużo gorsze przeżycia. Pod oknem pokoju chłopca pojawiają się trzy duchy, które pałają żądzą zemsty. Dalsze wydarzenia toczą się w błyskawicznym tempie – żeby przetrwać, Jon chce uzyskać pomoc ducha dzielnego rycerza. W zamian musi pomóc wojennemu bohaterowi z przeszłości w bardzo skomplikowanej sprawie. Duchy zadziwiająco dobrze władają mieczami i chociaż rzekomo nie powinny stanowić zagrożenia dla ludzi, lepiej nie przekonywać się o tym na własnej skórze. Jon znajduje w tej szkole przyjaciółkę, Ellę, której babcia wie wiele o duchach.
Cornelia Funke kompletnie nie przejmuje się wiekiem odbiorców tomu. Wie, że aby ich nastraszyć, musi odwoływać się do motywów mrożących krew w żyłach – i robi to tym chętniej, że owe motywy zostały już przez popkulturę wchłonięte i opracowane tak, że funkcjonują zawsze bardziej na prawach cytatu niż realnego czynnika przerażającego. Uzyskuje jednak autorka zaplanowany efekt – atmosferę grozy w narracji. Tym samym dostarczy młodzieży pożądanych wrażeń. Funke dobrze zna upodobania młodych czytelników – w tomie „Rycerz widmo” podkreśla zatem te uczucia postaci, które spotkają się ze zrozumieniem. Oszczędza też „niepotrzebnych” opisów, koncentrując się na dynamicznej i wybujałej (wyobraźniowo) akcji.
„Rycerz widmo” to thriller dla młodzieży, tom, który można ze względu na poruszane wątki określić jako klasyczny. Autorka nie odnosi się do tego, co wszechobecne w mediach, nie kopiuje fabuł filmów sensacyjnych. Wystarczają jej stare poczciwe (złowrogie) duchy i krwawe legendy, wizje rodowej zemsty i to wszystko, co kiedyś w znacznie mniejszym stężeniu składało się na powieści awanturnicze. To zawsze przyjemna odmiana w dzisiejszej literaturze czwartej. Co najciekawsze, chociaż Cornelia Funke posługuje się schematami tak, że wszyscy je widzą, nikomu nie przeszkadza szorstkość historii. Książka obroni się ze względu na samą intrygę oraz wrażenia związane ze „straszną” lekturą. To jedna z tych powieści, w których chodzi o przygodę powiązaną z czarnymi charakterami. Ożywające tu postacie przeniesione ze średniowiecza zwracają jeszcze uwagę na wybrane przez autorkę otoczenie. Może nie dodałyby otuchy dzieciom, które boją się przeniesienia do szkoły z internatem, ale też nie do nich tom jest kierowany. Cornelia Funke zestawia tradycje literackie z niemiecką surowością w narracji. Jej „Rycerz widmo” to coś dla miłośników mocnych wrażeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz