Nasza Księgarnia, Warszawa 2014.
W ławce
Ula idzie do zerówki. To znaczy wybierała się tam od samego początku arcyzabawnej dziecięcej serii Ula i Urwisy, ale w trzecim tomiku w końcu tam trafia. Nie jest to daleka podróż, bo szkoła mieści się tuż za ulicą – ale gdy weźmie się pod uwagę ilość emocji i przygotowań dziewczynki, wiadomo, że to ogromny skok. W pierwszej części Ula stawiała na zabawę – w dodatku dość samotną, bo jeszcze bez obecności rówieśników. W finale dopiero pojawili się bliźniacy, Mirek i Sławek – tajemnicze Urwisy. Drugi tomik pokazuje wielkie podekscytowanie dziewczynki nadchodzącymi zmianami. Teraz, w „Idę do zerówki”, Ula naprawdę trafia do szkoły. Sama, bo jej przyjaciele akurat się rozchorowali. To oznacza, że kilkulatka musi w pojedynkę poradzić sobie z wieloma wyzwaniami. Ula poznaje nowych kolegów, a kiedy gubi się na szkolnych korytarzach, przekonuje się o wielkiej mądrości pani dyrektor. Nie traci energii i w dalszym ciągu po swojemu interpretuje słowa dorosłych, co prowadzi do komicznych nieporozumień. Wychowawczyni w zerówce będzie potrzebowała anielskiej niemal cierpliwości, żeby poradzić sobie z dwudziestoma maluchami o żywiołowości Uli – tu wszystkie dzieci nakręcają się wzajemnie i podsuwają sobie kolejne pomysły. Kilka maluchów obdarza Magier dodatkowo wyrazistymi cechami, żeby jeszcze lepiej zaakcentować ich nieznośność. I sprawić, by Ula świetnie poczuła się w nowym miejscu.
Ula zwielokrotniona to dla małych odbiorców powód do jeszcze większej radości. Dorosłym Katarzyna Majgier pokaże nieco satyryczne spojrzenie na współczesne pomysły wychowawcze. Malwinka jest przemądrzała i wydaje się jej, że wszystko umie i niczego się już w szkole nie nauczy (a starszy brat zapoznał ją także z zestawem brzydkich wyrazów, tyle że pani nie pozwala ich używać, nawet w celach edukacyjnych). Z kolei Różyczka to przykład małej modnisi, której mama pozwala malować paznokcie i ozdabia je „diamencikami” – poza zawoalowaną krytyką tego typu postaw, autorka ubarwia w ten sposób zerówkową rzeczywistość.
Brawa należą się Katarzynie Majgier przede wszystkim za doskonałe uchwycenie żywiołowości i charakterów dzieci – a w drugiej kolejności za zapanowanie nad chaosem, który w naturalny sposób natychmiast się wytwarza. Majgier bije konkurencję na głowę szczerością i trafnością obserwacji – zresztą trudno byłoby wskazać drugą tak dobrą serię dla kilkulatków. Mała dziewczynka relacjonuje swoją codzienność z zapałem i ogromnym poczuciem humoru, z całym zestawem silnych emocji przekładających się na odbiorców. Tu liczy się tempo i prawdziwość akcji, bo Ula funkcjonuje w normalnym świecie i przeżywa sytuacje doskonale znane małym odbiorcom (a jeszcze lepiej – ich rodzicom). Przy okazji też Ula pomaga uporać się z niepotrzebnymi lękami – przeprowadza dzieci przez trudne doświadczenia i zawsze zaraża entuzjazmem. Funkcjonuje jako przewodniczka, ale nie w literaturze edukacyjnej a rozrywkowej. To świetny pomysł na przyzwyczajanie dzieci do czytania – drobne tomiki niosą dużo śmiechu i życiowych ciekawostek, nie przytłaczają objętością, za to cieszą niezmiennie.
Kasia Kołodziej swoimi idealnie dobranymi ilustracjami jeszcze będzie podsycać ciekawość dzieci – na rysunkach Uli daleko jest do grzecznej dziewczynki, co spodoba się maluchom. Bardzo komiksowe i radosne obrazki zachęcają do śledzenia przygód Uli i podkreślają żywiołowość historii. Cała seria to znakomita propozycja dla maluchów – porównywalna z „Dziećmi z Bullerbyn”, tyle że bardziej stematyzowana.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz