Świat Książki, Warszawa 2014.
Chwasty
Do łask wracają potrawy przyrządzane z naturalnych składników, konkurencyjne wobec wysokoprzetworzonych i ulepszanych chemicznie dań. Korzysta z tej mody Hanna Szymanderska, autorka tomu „Z łąki na talerz”. Jej książka jest… przeglądem smakowych wartości chwastów, powszechnie spotykanych na polskich łąkach. Każda roślina opisywana przez Szymanderską sprawdza się jako składnik (lub smakowy albo leczniczy dodatek) w kilku różnych potrawach – autorka sięga po wypróbowane przepisy na rozmaite dania – obiady, przekąski, masła smakowe, nalewki, sałatki, sosy, zupy itp.
Cudownie klasyczne i realistyczne rysunki Joanny Góźdź nie pozostawiają w zasadzie wątpliwości co do rodzaju rośliny. Ma to ogromne znaczenie, bo w różnych częściach kraju chwasty i zioła mają swoje lokalne nazwy. Szymanderska dba zresztą o ich każdorazowe wyliczenie – od tego zaczyna krótki i treściwy szkic na temat każdej rośliny. Zdarza się, że sięga do literackich opisów, częściej jednak skupia się na konkretach – występowaniu chwastu, jego cechach charakterystycznych i przydatności w ziołolecznictwie. Odwołuje się też – co nadaje książce sporo uroku – do dawnych ludowych wierzeń i przekonań na temat wybranej rośliny, jej właściwości czy sposobu zbierania – ocala tym samym część tradycji i kultury, dzisiaj coraz bardziej zapomnianej. Przygląda się roślinie pod kątem wpływu na zdrowie – oraz ze względu na kulinarne zastosowania przed laty. Co ciekawe, często sama odnosi się do uzyskiwanych smaków – jest w stanie podzielić się swoimi wrażeniami i upodobaniami co do potraw.
Szymanderska nie zamierza udawać, że darami łąki można się wyżywić – zresztą we wstępie, który jest przygotowaniem do kuchennych eksperymentów, kilkakrotnie przestrzega przed przesadą. Tłumaczy, które części jakich roślin zjadać można (zwykle – w niewielkiej ilości) i zawsze zwraca uwagę na sposób przygotowania. Krótki esej historyczno-obyczajowo-kulinarny prowadzi do zestawu przepisów. Porządek książce nadaje alfabetyczny układ nazw roślin, więc nie da się dodatkowo wprowadzać układu rodem z książki kucharskiej – zresztą Szymanderska nigdy nie przesadza z liczbą przepisów, tak, że każdy bez trudu znajdzie interesujące go danie. Zawsze poza tym sięgnąć można do spisu treści.
Tego typu publikacje nie mogą być traktowane jako podstawa codziennej diety – raczej jako ciekawostka, sposób na urozmaicenie kuchni. Ważne jest to, że Hanna Szymanderska próbuje ocalić dawne zwyczaje i proponuje czytelnikom kulinarną ucieczkę od dzisiejszego świata. Zabiera wszystkich na ciekawy spacer po łąkach i pokazuje rośliny, które dawniej lądowały na talerzach. W tej wyprawie atrakcyjne może być również wskazanie zagranicznych wykorzystań konkretnych chwastów. Kuchnia zamienia się w miejsce eksperymentów, tym ciekawszych, że rośliny z tych przepisów rosną dziko i nie dają się uprawiać, nie można ich też kupić. Kto zechce wypróbować przepisy, stanie przed pewnym wyzwaniem w zgromadzeniu składników. Trwa moda na poznawanie egzotycznych przypraw i potraw – niewielu ludzi wie natomiast, jakie smaki skrywa zwyczajna łąka. Hanna Szymanderska, nawet jeśli nie przekona kogoś do praktycznego korzystania z tomu „Z łąki na talerz”, dostarczy wielu ciekawostek i wartych uwagi tematów. Przytaczane przez nią przepisy również mogą być modyfikowane i traktowane jako punkt wyjścia do szukania smaków. Autorka przypomina, jak zdrowe mogą być potrawy z dodatkiem zwykłych chwastów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz