środa, 2 lipca 2014

Dorota Ponińska: Podróż po miłość

WNK, Warszawa 2014.

Między kulturami

Dorota Ponińska dostarcza swoim czytelniczkom powieści historycznych o niespotykanej niemal dzisiaj gęstości narracji. To między innymi za sprawą kulturowego i czasowego przeniesienia akcji, więc i zmodyfikowaniu uniwersalnych tematów. „Podróż po miłość. Maria”, druga część cyklu, przedstawia bowiem obok indywidualnych doświadczeń bohaterek także i społeczno-narodowościowe niepokoje czy konflikty wywoływane różnicami światopoglądowymi. Ponińska kipi od pomysłów, a wszystkie musi jeszcze odpowiednio umotywować.

Emilia pod Sewastopolem poznaje bezsensowne okrucieństwo wojny. Przybyła tu za mężem Turkiem, którego wkrótce straci. Gdy nic już nie wiąże jej z haremem, postanawia odejść i żyć po swojemu – jeszcze nie wie, że będzie to oznaczało długą rozłąkę z ukochanym synem. Dla córki Marii Emilia chce jak najlepiej, nie mówi jej więc o tureckich korzeniach. Maria dorasta i zakochuje się w rosyjskim rewolucjoniście. Nie wie do końca, z jakim narodem powinna czuć się najbardziej związana, chłonie więc idee od bliskich. Nie potrafi ich rozsądnie oceniać, a poza tym traci zaufanie do matki. Ale jest jeszcze wuj, Iwan Konstantynowicz Ajwazowski, malarz, który wprowadza Marię w uniwersalny świat sztuki. „Podróż po miłość” nakazuje czytelniczkom wraz z bohaterkami przemierzać kraje w poszukiwaniu stabilizacji.

Dorota Ponińska rzeczywistość swoich postaci przedstawia jako zupełnie naturalną i niewymagającą ocen. U schyłku romantyzmu Polka i chrześcijanka dobrze czuje się w związku z muzułmaninem i w jego kraju, pobyt w haremie nie wiąże się z wyrzeczeniami. Gdy z kolei Maria angażuje się w „postępowe” uczucie, nie dostrzega niebezpieczeństw płynących z przekonań ukochanego. Tak samo jak jej matka, ma dar przystosowywania się do najbardziej nawet egzotycznych sytuacji. Wprawdzie miłość stawiana jest przez kobiety na pierwszym planie, ale Ponińska wcale nie zamęcza odbiorczyń emocjonalnymi stanami bohaterek. Sporo uwagi w narracji poświęca za to kolorytowi lokalnemu. Buduje słowami całe przestrzenie, oswaja je dla odbiorczyń, by mogły lepiej pojąć codzienność Emilii i jej córki. Stawia na długie i dokładne opisy, a jednak nie ma tu wrażenia, jakby uciekała w podręcznikowe wiadomości, wszystko wybrzmiewa naturalnie, a momentami nawet malarsko. Bo Dorota Ponińska pisze bardzo obrazowo, nasyca opowieść szczegółami z otoczenia bohaterek, jest w stanie wyjaśniać społeczno-polityczne konteksty czy kulturowe przemiany. W tych ostatnich zresztą zachowuje tony neutralne – naturalną rzeczą jest, że bohaterka zna zwyczaje z kręgu kulturowego, w jakim na własne życzenie pozostaje – bez względu na to, jak obcy wydaje się on czytelniczkom. W „Marii” bardzo dobrze widać kolejne narratorskie decyzje – docenić ich trafność można przede wszystkim dzięki łatwości, z jaką wchodzi się w nietypową przestrzeń.

Elegancki i melodyjny język tej powieści wpada w ucho. Ponińska dba o literackość tekstu. Nie zależy jej na kreowaniu językowego obrazu świata – nie sili się zatem na stylizowanie wypowiedzi czy udziwnianie ich na siłę. Wprowadza odbiorczynie do rzeczywistości właściwej bohaterkom, więc i dla nich naturalnej – a przy tym w relacji wychwycić można sygnały literackości książki, odejście od potocznych współczesnych powieści.

Sentymentalny tytuł serii może być dla czytelniczek nieco mylący – autorka funduje im bowiem nie tylko sercowe rozterki, ale i cały wachlarz pozauczuciowych wydarzeń z różnych dziedzin. Przenosi do innej codzienności, a przez sagowe skoki w czasie musi też dokonywać niekiedy potężnych skrótów. To powoduje skupienie na najistotniejszych – czy też najbardziej emocjonujących – scenach i wydarzeniach. „Podróż po miłość. Maria” to tom, który daje się także odczytywać jako opowieść o odwadze do spełniania marzeń i życia w zgodzie z własnym sumieniem.

1 komentarz:

  1. Czytałam jedną książkę z tej serii, ale przekonałam się tylko, że to nie moja bajka.

    OdpowiedzUsuń