poniedziałek, 28 lipca 2014

Anna Karpińska: Za jakie grzechy

Prószyński i S-ka, Warszawa 2014.

Wśród wrogów

Anna Karpińska rozwija się twórczo w kolejnych powieściach obyczajowych, chociaż nie może się pozbyć manii bezustannego podawania imion bohaterów w dialogach. I choćby nie wiem jak szukać usprawiedliwień (najważniejsze – że forma imienia świadczy o stosunku do rozmówcy) – imion jest za dużo. Ale w „Za jakie grzechy” to przyzwyczajenie przestaje być nawet uciążliwe. Lektura nie dość, że toczy się stosunkowo szybko, to jeszcze z racji zawodowych perypetii bohaterki odwraca uwagę od tego formalnego, jednego z bardzo nielicznych zresztą, błędów.

Alina ma prawie trzydzieści lat, za sobą burzliwą przeszłość, a przed sobą – wizję zarządzania połową firmy, którą zostawił jej w spadku ukochany wuj. Na co dzień Alina pracuje jako psychoterapeutka i boryka się z własnymi demonami: narzeczony zostawił ją przed ołtarzem, by natychmiast związać się z jej siostrą (w chwili ślubu zresztą już ciężarną), matka żąda wyrozumiałości i kolejnych ustępstw ze strony Aliny na rzecz siostry. Bohaterka nie potrafi już zbudować trwałego związku, a w dodatku musi zmierzyć się z potężną aferą finansową w drukarni. Jedynie na przyjaciółkę może naprawdę liczyć, wobec wszystkich innych musi stosować zasadę ograniczonego zaufania.

Firmą wraz z Aliną zarządzać ma starszy o osiem lat Tomasz. Pracownicy traktują go jak jedynego szefa, a Alina, świadoma psychologicznych zagrywek, próbuje dopiero wywalczyć sobie pozycję wśród pewnych siebie, a czasem wręcz aroganckich pracowników. Anna Karpińska dzieli opowieść na kilka sfer. Przeszłość sprzed kilku lat przedstawia w migawkach przełomowych dla Aliny. W ten sposób czasem zdradza tajemnice, których wcześniej nie akcentowała, co sprawia, że historia robi się bardziej nieprzewidywalna. Do przeszłości należą między innymi traumy okołoślubne i nieudane kolejne związki, ale i relacje z najbliższymi, którym obecnie Alina nie może ufać. W teraźniejszości pojawia się temat ratowania firmy, ale i seria perypetii sercowych w różnych odsłonach. Alina wciąż poznaje nowych ludzi (lub odświeża dawne znajomości), podczas gdy jej przyjaciółka rozpaczliwie próbuje wygrać rywalizację z teściową. Karpińska jest przekonująca zarówno wtedy, gdy chodzi o zarządzanie firmą (bohaterka profesjonalnie odnajduje się w nowej sytuacji), w powinnościach psychoterapeuty czuje się pewnie – fałszu nie wyczuwa się również w interpersonalnych kontaktach, chociaż do tego autorka zdążyła już czytelniczki przyzwyczaić.

„Za jakie grzechy” to powieść, która – jak wiele obyczajówek – mówi o poszukiwaniu szczęścia i trudnej drodze do poznania siebie. Ale dzięki poszukiwaniom w dziedzinach pozauczuciowych „Za jakie grzechy” staje się obyczajówką atrakcyjną. Tematyczna różnorodność zapewni Annie Karpińskiej uznanie czytelniczek.

Pokrzywdzona przez rodzinę bohaterka ma prawo do cierpienia – ale swoich krzywd nie przedstawia cierpiętniczo. Stanowią one niezbędny element życiorysu, coś, co trzeba zaprezentować, żeby wyjaśnić aktualne komplikacje. Karpińskiej udaje się poprowadzić narrację z wyczuciem i bez odwoływania się do banałów. Jedynie do ostatecznego wątku romansowego można mieć zastrzeżenia – wydaje się być zbyt wymuszony, żeby łatwo się w niego wierzyło.

Anna Karpińska po raz kolejny wychodzi do czytelniczek z historią bogatą w fabularne pomysły natury uczuciowej i pozwala sobie zaufać w kwestii wypełniania codzienności bohaterów. Tom „Za jakie grzechy” to apetyczna obyczajówka, dowód na ewolucję pisarstwa tej autorki, a i dobra propozycja z półki literatury kobiecej. Perypetie Aliny, niemal filmowe, zachęcają do śledzenia wartkiej historii. Karpińska pisze zwyczajnie i wie, co chce osiągnąć – jej bohaterowie są wystarczająco plastyczni, by angażować w swoje problemy czytelniczki. „Za jakie grzechy” to zestaw ciekawych pomysłów połączonych udaną narracją, za to pozbawionych fabularnych naiwności. Karpińska odrzuca znane scenariusze, czym na pewno trafi do odbiorczyń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz