Prószyński i S-ka, Warszawa 2014.
Gorycz
Zupełnie inaczej wyglądało kiedyś prowadzenie inteligentnych polemik na łamach prasy, do czego zresztą parę razy w swoich felietonach Stefan Kisielewski się odwołuje. Nie pusta retoryka, a zestaw głębokich przemyśleń i starannie dobieranych argumentów, nie satyryczne i efektowne oskarżanie przeciwnika, a rzeczowa dyskusja – nawet jeśli ubarwiana dowcipem, to nigdy dowcipowi nie podporządkowana. Kisiel do dzisiaj uczyć może kultury pisania felietonów, myślowej dokładności i stylu łączącego fachowość z mądrą rozrywką. Czwarty tom felietonów to „Felietony zdjęte przez cenzurę” – ale nie ma co spodziewać się po tej książce tekstowych wstrząsów czy skandali. Przyczyny, które nakazywały odrzucić felieton, dawno już zbladły i tylko z haseł-kluczy można czasem domyślać się zakazów druku. Kisiel bardzo rzadko decyduje się zresztą na bezpośrednią (personalną bądź ukierunkowaną) krytykę, z reguły woli bardziej zawoalowane wywody – to także rodzaj umysłowej szarady dla piszącego i jego odbiorców. W tej części od czasu do czasu pojawiają się jednak teksty, w których gorycz dominuje i przekreśla gry z czytelnikami. Zdarza się, że Kisiel chce coś wyjaśnić wprost, jednoznacznie wskazać sprawcę aktualnych udręk – i w tych momentach widać w lekturze niebezpieczną rezygnację. Zresztą Stefan Kisielewski o wartości słów wspomina nieraz, wyczulając swoich odbiorców na treści skrywane. Uczy rozszyfrowywania zapisków – i ustala zasady porozumienia.
„Felietony zdjęte przez cenzurę” nie są wyznaniami dowcipnisia, mimo że maski satyryka autor do końca nie zrzuca. Coraz mniej jest natomiast żartów ubarwiających wywody, jakby Kisiel nie miał już ochoty błaznować, widząc, że tego typu zabiegi i tak nie przynoszą określonych efektów. Zamiast wygłupów proponuje teraz krytykę, zamiast śmiechu – narzekanie. Polskę zaczyna postrzegać jako krainę bezradnych nerwusów – a w owej bezradności sam się zanurza, coraz częściej skupiając się na pozornie nieistotnych detalach i drobiazgach. Twierdzi, że „przywilejem felietonu jest, że nie musi spraw rozwiązywać, wystarczy, jeśli je sygnalizuje” – ale ta rola czasem wywołuje niemal literacką apatię. W tych tekstach nie ma już chęci walki, ani przekonania, że gorące emocje przyczynią się do zmian. Kisielewski reaguje, bo to jego zadanie, tego oczekują od niego czytelnicy – ale koncentracja na szczegółach – oraz na konieczności dokładnego analizowania faktów – osłabia formę. Kisiel stopniowo przestaje filozofować i uogólniać. Poczucie odpowiedzialności zmusza go do pisania, poczucie bezradności odbiera twórczą radość i energię.
Zdarzają się tu spostrzeżenia trafne do dziś (na przykład rodzajowe obrazki z Warszawy, motyw religii i katolicyzmu czy uwagi o rzemieślnikach), sporo jest też odpowiedzi na artykuły prasowe pozbawione dzisiaj znaczenia. W dalszym ciągu felietony Kisiela pozostają natomiast gatunkowym przykładem połączenia stylistycznej sprawności oraz zmysłu obserwacji, a także silnego zaangażowania w sprawy rodaków. Zupełnie inaczej czyta się teksty zdjęte przez cenzurę po latach i w nagromadzeniu, które niemal wyklucza tony sensacyjne – ale „Felietony zdjęte przez cenzurę” stanowią doskonałe uzupełnienie edycji i przynoszą czytelnikom pełniejszy obraz publicystycznej działalności Kisiela. Stefan Kisielewski przestrzega, napomina i wytyka – świadomy już, że nie uda mu się poderwać czytelników do działania. Chce za to prowokować do samodzielnego myślenia i wypracowywania własnych stanowisk w różnych sprawach. W swoich felietonach udowadnia, że nie trzeba odwoływać się do głośnych lub modnych tematów, by snuć atrakcyjne dla odbiorców rozważania. A że po latach wymowa tekstów walczących słabnie – to w końcu normalne zjawisko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz