Media Rodzina, Poznań 2014.
Kototwórca
Ten tomik jest literackim żartem przeznaczonym dla kociarzy – raczej młodzieży i dorosłych niż dzieci. Przemysław Wechterowicz sięga po formę słownika i temat, który fanów zjednoczy nad lekturą – żeby pokazać odbiorcom, ile radości może dostarczyć budowanie nowych absurdalnych definicji pojęć związanych ze światem kotów. Wechterowicz nie zamierza podążać za autorami fabuł czy poetami – jego zabawa od początku różni się od typowych literackich popisów. „Mały słownik wyrazów kocich i kociojęzycznych” to bowiem zestaw objaśnień – niewiele mających wspólnego z rzeczywistością – podporządkowanych kociemu spojrzeniu na świat.
Każda rozkładówka składa się tutaj z jednej nieprzesadnie rozbudowanej definicji (strona lewa) i z pełnostronicowej ilustracji Marty Ludwiszewskiej – obrazka będącego wariacją na temat fragmentu tekstu. To oznacza, że tomikowi formą bliżej raczej do zbiorków z bajkami niż do typowych słowników, ale również – że zawartością (czy objętością) tekstową książka zbliża się do ascetycznych tomików wierszy. Przemysław Wechterowicz nie kieruje jednak swojego „słownika” do dzieci. Podobnie jak Ludwiszewska – oboje jedynie udają, że zagłębiają się w świat bajek – to bardziej świat nonsensu i absurdu, co docenią miłośnicy kotów.
W tej książeczce koty oczywiście stawiane są na piedestale i nadają nowy sens wyrazom – zwłaszcza tym, w których znajduje się słowo „kot”. To wystarczający powód do wprowadzania zmian w definicjach. Wechterowicz pamięta o formalnych wymogach tworzenia definicji słownikowych i proste wyjaśnienia opatruje jeszcze kwalifikatorami czy nawiasowymi uzupełnieniami. Każde hasło słownikowe staje się dzięki temu miniaturową zabawą na kilku płaszczyznach. Autor kpi sobie z precyzji obowiązkowej przy tworzeniu poważnych słowników. Zachwyt nad kotami usiłuje zmieścić w pozornie obiektywnych wyjaśnieniach. Bywa, że wykorzystuje faktycznie istniejące w języku polskim słowa, ale chętnie też podejmuje się słowotwórczych gier, by trafnie oceniać zachowania kociarzu lub ich pupili. Koty zyskują tu miejsce w historii, kulturze, religii i psychologii, Wechterowicz sugeruje, że jego zbiorek jest tylko wyimkiem większej i oczywistej całości. Książka przygotowana jest tak, by bawić, wystarczy odwołać się do trafnej definicji „narkotyków” – tutaj każde hasło wymaga lektury uważnej i odkrywa przed czytelnikami ukryte dotąd znaczenia. Autor bardzo chętnie odwołuje się do przypadkowych skojarzeń (lub takie nakreśla w definicjach) – w efekcie jego jednoakapitowe definicje działać mogą po prostu jak puentowane zwrotki tekstów satyrycznych lub fraszki – tyle że zamiast zamknięcia w sylabotoniku, ograniczane wymogami formy słownika.
Marta Ludwiszewska daleka jest na ilustracjach od zachwytów nad kotami. W jej wydaniu koty są brzydkie, grube, leniwe, zdeformowane lub ponure. W ten sposób ilustratorka nawiązuje do rytmu satyry – bo jej pomysły również będą bawić odbiorców. Warto też pamiętać o niedziecięcych adresatach tomiku – dorośli nie odrzucą tego typu grafik, ilustracji z charakterem i humorem.
„Mały słownik wyrazów kocich i kociojęzycznych” to propozycja nietypowa. Mimo niewielkich partii tekstu (i nieprzesadnie bogatych w szczegóły grafik) lektura będzie trwać dosyć długo – trzeba bowiem skupienia i czasu, żeby odkryć wszelkie zabawy autorów i żarty porozmieszczane zarówno w definicjach, jak i na obrazkach. To książka-zabawka, propozycja przynosząca ciekawą rozrywkę, bardzo różną od proponowanych na ogół w literaturze. Wechterowicz zaryzykował, ale udało mu się wydobyć z tematu coś nowego i to bez przypominania o stereotypach czy odwoływaniu się do prostych zachwytów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz