Nasza Księgarnia, Warszawa 2014.
Pirat w mieście
Rafał Witek zafundował małym odbiorcom literacką podróż w czasie – do lat, w których dla dzieci pisało się z rozmachem, wyobraźnią i nastawieniem na przygodową adrenalinę. Jego tom „Zgniłobrody i luneta przeznaczenia” nawiązuje do historii najlepszych – fantastycznych i komiksowo-rzeczywistych jednocześnie. Nie zastanawia się, co na podobne wydarzenia powiedzieliby dzisiaj zgodnie z wytycznymi politycznej poprawności dorośli – a nawet jeśli się zastanawia, to krótko i bez konsekwencji. Liczą się tylko działania dzieci, które przypadkiem wpadły na trop wielkiej tajemnicy.
Gabrysia Bzik i Nilson Makówka chodzą do jednej klasy, ale jeszcze się nie przyjaźnią. Wszystko zmienia się z chwilą, gdy oboje trafiają na nieistniejący dywanik u dyrektora. Gabrysia, która ciągle wpada w tarapaty i Nilson – maniak praw, kodeksów i przepisów – zwracają na siebie uwagę. Niemal natychmiast napada na nich tajemnicza, wielka i bardzo obszarpana postać. Tak zaczyna się historia o Zgniłobrodym, zagubionym piracie. Historia, w którą, oczywiście, dorośli by nie uwierzyli, więc Gabrysia i Nilson muszą działać razem, a w dodatku jeszcze uśpić czujność rodziców. A Zgniłobrody niespecjalnie nadaje się do resocjalizacji. Nie dość, że komunikuje się tylko starą i dziwną odmianą angielskiego, to jeszcze jest dziki i agresywny – jak to pirat. Z nim nigdy nic nie wiadomo, tym trudniej mu pomóc.
Rafał Witek tworzy historię awanturniczą. Tu dzieje się dużo, szybko i głośno, ku zadowoleniu dzieci. Do szkolno-domowej rzeczywistości autor co pewien czas powraca, ale znacznie bardziej interesują go nowe doświadczenia płynące z przeniesienia do codzienności postaci niemal baśniowej. Zgniłobrody z czasem otrzymuje coraz ciekawszą charakterystykę – najpierw przypomina zwykłego przedstawiciela marginesu, ale potem zmienia się w lekko absurdalną postać z bajki. Skontrastowany zostaje z dziećmi, które również wobec siebie stanowią niemal przeciwieństwa. Tutaj silne charaktery mieszają się z fabularnym nonsensem, a wszystko podporządkowane jest sporej dawce przygód.
Dynamiki książce nadają również rysunki. Magda Wosik lubuje się w obrazkach komiksowych i bardzo chętnie do nieregularnych kształtów wplata sformułowania, które w tekście warto by podkreślić. Pasjonuje ją gra rodzajami rysowanych czcionek i dopasowywanie kształtu wyrazów do ramek obrazka. Tytuły kolejnych rozdziałów to już osobne i niemal całostronicowe grafiki i czasami trzeba się dokładnie przyjrzeć, żeby odczytać tekst. Dla dzieci to doskonała zabawa i rozrywka przy okazji – odrywa na chwilę od lektury (i tak bez przerwy przetykanej ilustracjami) i cieszy. Zwłaszcza że Magda Wosik idealnie trafia w charakter samej historii – w „Zgniłobrodym i lunecie przeznaczenia” mariaż tekstu i rysunków jest bez zarzutu (podobnie zresztą jak w serii o Zosi Agnieszki Tyszki – redaktorzy Naszej Księgarni mają wyczucie co do doboru ilustratorów).
Jest więc „Zgniłobrody i luneta przeznaczenia” powieścią przygodową w starym stylu dla dzieci. To książka przepełniona humorem i bogata w wydarzenia, niekiedy absurdalne. To wyobraźniowy popis Rafała Witka i pomysł, na który powinni zwrócić uwagę zwłaszcza chłopcy. Krótka i emocjonująca historia pokaże dzieciom czar fantastycznych przygód i przynajmniej na chwilę oderwie od elektronicznych gadżetów. Bo Rafał Witek woli nawiązywać do klasyki – tak w formie, jak i w treści. Nie robi się przez to ani odrobinę nudny, więc mali odbiorcy polubią jego historie – tak samo jak parę bohaterów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz