poniedziałek, 23 czerwca 2014

Jayne Amelia Larson: Woziłam arabskie księżniczki

Znak, Kraków 2014.

Fortuna za drzwiami

To historia, która rozpala wyobraźnię, przynajmniej na początku. Bo przenosi czytelników w świat dostępny niewielu, wolny od materialnych trosk. Księżniczki – przedstawicielki niewiarygodnie bogatych rodów z Arabii Saudyjskiej, przybywają ze świtą do Ameryki. Jednym z celów wizyty są operacje plastyczne, innym – potrzeba rozrywki. Za granicami kraju kobiety, które na co dzień ukrywają się pod hidżabami, mogą pozwolić sobie na prawdziwe szaleństwa – wkładać wyzywające stroje i spełniać wszelkie zachcianki. Pieniądze to nie problem, Saudyjki całe dnie spędzają w ekskluzywnych sklepach i kupują wszystko, na co akurat mają ochotę – nawet jeśli po powrocie do kraju nie będą tego nosić. Lekką ręką wydają tysiące dolarów, a służba musi być na każde ich skinienie. Arabskie księżniczki to niemal uosobienie marzeń o życiu bez trosk, spędzanym na nieskomplikowanych przyjemnościach.

Jayne Amelia Larson o takiej egzystencji mogłaby marzyć. Ima się różnych zajęć, bo branża rozrywkowa jest chwiejna – w Hollywood trzeba czasami zrezygnować z ambicji, by móc przeżyć. Jayne pewnego dnia zostaje przyjęta do ekipy szoferów, którzy mają wozić księżniczki z Arabii Saudyjskiej i ich świtę w czasie pobytu w Stanach. Kobieta przez siedem tygodni musi być do dyspozycji bez przerwy, w dodatku powinna też spełniać nawet najdziwniejsze wymagania przełożonych. Jayne znajduje się na granicy dwóch światów – ogromnego bogactwa oraz więcej niż skromnego życia służących. Na co dzień obserwuje, jak księżniczka wydaje góry pieniędzy dla zaspokojenia chwilowych zachcianek – i jest świadoma, jak wiele problemów innych mogłaby rozwiązać bez większego szwanku w oszczędnościach. Przemawia do wyobraźni zwłaszcza scena z szałem sukienkowych zakupów – podczas gdy Jayne bezskutecznie marzy o jednym stroju dla siebie, ale nie stać jej na taki wydatek. Tyle że arabskim księżniczkom, wychowywanym w innej kulturze, nie przychodzi do głowy robienie prezentów służbie. Wystarczającym dowodem łaski jest już odpowiadanie na pytania. Autorka próbuje skorzystać z okazji i dowiedzieć się czegoś o swoich przełożonych – stąd jednak jeszcze daleka droga do zrozumienia.

„Woziłam arabskie księżniczki” to historia oparta na kontraście – z jednej strony baśniowe bogactwa i brak wolności po powrocie do kraju, z drugiej – wolność, ale i ciągłe kłopoty finansowe. Larson nie tyle ocenia kobiety z Arabii Saudyjskiej, co trwa w nieustającym zdumieniu – sama na ich miejscu zachowywałaby się zupełnie inaczej. Dodatkowo autorka może na własnej skórze przekonać się, ile dla Arabów warta jest kobieta – dokonuje porównań z szoferami-mężczyznami, a jej wnioski nie należą do budujących. Książka stanowi nietypowe wprowadzenie do innej rzeczywistości, pozwala przez szczelinę w drzwiach zajrzeć do pozornie lepszej krainy.

Bohaterce tego tomu nie da się pozazdrościć losu – mimo że pozostaje tak blisko bajki o bogactwie. Jayne Amelia Larson jest zaradna i pracowita, nie boi się wyzwań i rzadko narzeka na swój los – a jednak zderzenie jej warunków życia z tym, co czego przywykły arabskie księżniczki, może być bardzo bolesne. Autorka pokazuje odbiorcom świat prawie nierealny, a przez to i fascynujący – mocno egzotyczny i niewytłumaczalny. Zdaje relację ze swojego – niezwykłego zadania i unika uogólnień. Przy okazji jest też świadomą narratorką – wydarzenia najpierw poddaje literackiej obróbce, żeby nie zanudzić czytelników mnogością postaci czy zbyt małą wyrazistością akcji. Dzięki temu książka „Woziłam arabskie księżniczki” zyskuje dynamikę powieści, a nie traci walorów wspomnień czy literatury faktu. Jest to lektura oryginalna ze względu na temat – ale do tego napisana żywym językiem i przez wspólnotę losów (brak arabskich baśniowych fortun) jednocząca czytelników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz