wtorek, 20 maja 2014

Uri Orlev: Biegnij chłopcze, biegnij

W.A.B., Warszawa 2014.

Ucieczka

O koszmarze drugiej wojny światowej Uri Orlev potrafi pisać jedynie z perspektywy dziecka – tylko w ten sposób może opanować lęk. A młodych odbiorców nie zarzuca przerażającymi scenami – przedstawia im inne spojrzenie na rzeczywistość. Inne to znaczy pełne specyficznych przygód, niechcianych, a jednak emocjonujących. Nie zamienia Orlev historii w bajkę – Srulik, bohater tomu „Biegnij chłopcze, biegnij” w pewnym momencie traci rękę (bo lekarz boi się operować żydowskie dziecko), ale nad swoim stanem nie ubolewa, przechodzi nad tym wydarzeniem do porządku dziennego. Orlev pamięta o tym, by odrobinę chronić swoich bohaterów, nie może im jednak zafundować baśniowej codzienności. W „Biegnij chłopcze, biegnij” fabułę opiera na prawdziwej opowieści Yorama Friedmana – i po raz kolejny udowadnia, że tematyka drugiej wojny światowej w literaturze czwartej najlepiej wypada, gdy stanowi zapis realnych wydarzeń i przeżyć, a nie jest pisarską kreacją.

Srulik jest małym chłopcem, kiedy wraz z rodzicami próbuje wyjść z getta. Ucieczka kończy się jednak fiaskiem. Mały bohater razem z mamą szuka na śmietnikach resztek jedzenia i podczas jednej z takich wypraw odłącza się od rodzicielki. Nie pamięta swojego adresu i nie potrafi wrócić do domu, musi odtąd nauczyć się żyć samodzielnie, troszczyć się o siebie i przetrwać. Pod zmienionym nazwiskiem korzysta najpierw z pomocy bardziej doświadczonych kolegów, a potem – kolejnych pracodawców. Jego tułaczka nie ma końca – wrogiem może być każdy, a z dala od rodziców dziecko nie powinno nikomu ufać.

Uri Orlev po raz kolejny przedstawia niezwykłe metamorfozy i dojrzewanie dziecka rozdzielonego z najbliższymi w najtrudniejszych czasach. Mały bohater nie wpada w panikę, ale błyskawicznie staje na wysokości zadania – nie kieruje nim doświadczenie, lecz spryt i odrobina szczęścia. Chłopiec nie pozbawia czytelników nadziei. W tej powieści zamiast budowania spójnego świata rekompensującego w wyobraźni postaci wszelkie braki i lęki, Urlev wybiera serię różnych wydarzeń. Srulik nigdzie nie może zatrzymać się na dłużej, ale stan tymczasowości nie wpływa na jego psychikę. Co więcej, z każdym kolejnym doświadczeniem chłopiec krzepnie, wie, że poradzi sobie, jeśli tylko zyska szansę udowodnienia własnej wartości u następnych gospodarzy. Wojna to wielka próba charakteru – ale i nauczycielka życia. Orlev w samej konstrukcji tomu zapisuje pośpiech i niejednorodność przygód, przez co „Biegnij chłopcze, biegnij” rozgrywa się w szybkim tempie.

Celem książki wydaje się ukazanie odwagi dziecka – i samodzielności, gdy nie można już liczyć na dorosłych. Orlev nie stroni od trudnych tematów, zresztą nie mógłby ich unikać w wojennej powieści – ale uwagę czytelników odwraca od zła adrenaliną. Tony martyrologiczne odrzuca, przekuwając je na lekko awanturnicze, nie chce nikogo szokować. Po raz kolejny tworzy powieść, która wiele mówi małym odbiorcom o historii (i to z perspektywy im najbliższej, bo przez pryzmat doświadczeń dziecka), ale nie wyklucza też zwykłej przyjemności czytania. W tę relację łatwo się zaangażować emocjonalnie – stworzona jest tak, by kibicować małemu Srulikowi. Jednocześnie jego doświadczeń nie da się bagatelizować – wywierają silny wpływ na odbiorców i nie dają o sobie zapomnieć. O wojnie z perspektywy zaradnych dzieci Orlev zawsze pisze przepięknie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz