Iskry, Warszawa 2014.
Portrety
Tomy wspomnieniowe humanistów w Iskrach przybierają bardzo różne formy. Nie wszyscy autorzy decydują się na rytm klasycznych autobiografii czy na prywatne zwierzenia. Krystyna Kolińska na przykład definiuje siebie przez pryzmat innych – znanych ludzi sztuki, z którymi zetknęła się w życiu zawodowym lub prywatnym. Nie pisze zbyt wiele o własnej egzystencji – chociaż przypomina o codziennie prowadzonych rozmowach i o swojej roli w upowszechnianiu kultury. Jej wspomnienia zamieniają się w portrety, w dodatku – w portrety subiektywne, bez dążenia do kompletności czy biografizowania.
Można by „Preteksty do wspomnień” traktować jako notatki, surowe materiały do felietonów czy bardziej rozbudowanych opowieści. W tomie wprowadzony został podział tematyczny, trochę powiązany z prezentowanymi sylwetkami – ale zawsze Kolińskiej zależy na opowiadaniu o wybranym człowieku. To krótkie scenki, fragmenty spotkań, oceny i drobne refleksje. Rzadko autorka chce przytaczać pełniejsze życiorysy, omawiać dokonania i rozpracowywać twórczość swoich „modeli”. Bywa, że opisuje kontekst przeprowadzanego wywiadu lub przytacza nieformalną rozmowę. Nie przestrzega żadnych kompozycyjnych reguł w kolejnych tekstach – pisze tak, jak widzi konkretną postać. Nie szuka informacji, jeśli sama ich nie zna, przedstawia tylko to, co wie i może ocenić samodzielnie. W ten właśnie sposób jej zapiski zyskują prywatny – a i niepowtarzalny – wymiar.
Pisząc o innych, Krystyna Kolińska zdradza też sporo z własnych przeżyć – zwłaszcza gdy spotkaniom towarzyszą nietypowe okoliczności. Nie prowadzi zapisków zza biurka, nie wszystkie relacje opierają się na „służbowych” podstawach – co oznacza, że w „Pretekstach do wspomnień” znajdzie się też sporo niespodziewanych wyznań. Dzięki temu autorka może unikać powtarzalności i daje czytelnikom szansę podejrzenia niektórych fragmentów z jej życia. Także w chwilach prywatnych zachwytów i wzruszeń Kolińska odrzuca beznamiętny ton, pozwala sobie na drobne odejścia od jednolitego eseistycznego stylu. Czasami rezygnuje z obiektywnego tonu i skostniałych form na rzecz bardziej osobistych opowieści – tym ciekawszy jest jej przegląd sław.
Autorka bardzo dba o kulturę języka. Nie pozwala sobie na niedbałość czy kolokwialny styl, zawsze pamięta o zachowaniu wysokich standardów wypowiedzi – co dawniej nie stanowiło w ogóle tematu do refleksji, a przy dzisiejszej częstej publicystycznej niedbałości przestaje być normą. Krystyna Kolińska prowadzi swoje drobne historie elegancko, nie odbiera czytelnikom zwykłej przyjemności śledzenia narracji. Jednocześnie odrzuca wszelkie indywidualne wyznaczniki stylu, stara się pisać polszczyzną literacką i transparentną, co mylnie sugeruje mniejsze zaangażowanie emocjonalne. Są „Preteksty do wspomnień” opowieściami o ludziach ważnych dla autorki i zestawem zapadających jej w pamięć spotkań. Czytelnicy będą ten tom śledzić zupełnie inaczej, jeśli przedstawione tu sprawy ich nie dotyczą – dostrzegą natomiast, w jaki sposób przekazywać można w lapidarnym skrócie i bez ekscytacji najważniejsze doświadczenia i przeżycia. Krystyna Kolińska pokazuje inną metodę kształtowania autobiografii – przez poszatkowanie wspomnień i przekazywanie ich w maleńkich porcjach – książka staje się zatem atrakcyjna dla wielu odbiorców.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz