Trio, Warszawa 2014.
Piekło
Labiryntową intrygę proponuje Jacek Matecki czytelnikom kryminału „Prawda to marny interes” – a żeby dostarczyć im również wrażeń estetycznych, przenosi akcję do początku XX wieku, kusząc ciekawym kolorytem lokalnym. Dystans czasowy oraz kulturowy to dwa elementy budujące jednocześnie atmosferę powieści i odwracające uwagę od techniki tworzenia fabuły. Bo Matecki na dobrą sprawę posługuje się uproszczeniem rodem z młodzieżowych powieści detektywistycznych – tyle że szyfrowanie tajemnicy przenosi w świat psychopatycznego nieuchwytnego mordercy. Mroczny klimat maskuje proste rozwiązanie i zapewnia rozrywkę dorosłym spragnionym mocnych wrażeń. Śledczy, jak zwykle, są początkowo bezradni wobec zagadek chorego umysłu – tymczasem w żydowskich rodzinach giną kolejne młode dziewczyny. Zabójca pozostawia czytelne sygnały, podpisy działań, postępuje według pewnego klucza – ale na właściwą interpretację faktów przyjdzie czytelnikom trochę poczekać. Trudno jest przechytrzyć psychopatę – nawet jeśli do akcji włączy się młoda wyznawczyni teorii Freuda…
Matecki wciąż wikła bohaterów w nowe relacje i zależności, próbuje skomplikować im pracę i… zmieniać przekonania. Wprowadza wiele utrudnień i do samego śledztwa, i do osobistych problemów postaci, tak, by sprawa morderstw nie przyćmiła „prywatności” bohaterów. Mimo wszystko trupy są tu wyłącznie rekwizytami, to nie one katalizują akcję – i poza początkowymi naturalistycznymi scenkami nie mają znaczenia w budowaniu atmosfery grozy. Tę Matecki uzyskuje przez zaproszenie czytelników do kompletnie niegościnnego półświatka. U Mateckiego ożywają wszelkie drobne przewinienia i grzeszki – nieznaczące kłamstwa, niezbyt wyrafinowane metody dawania upustu złości, łapówkarstwo na niewielką skalę. To odejście od tradycji angielskiego kryminału z całą jego elegancją – Matecki umieszcza swoich bohaterów na przeciwległym biegunie. Tu o dżentelmeńskich zachowaniach nikt nawet nie słyszał, wiadomości trzeba wręcz wydzierać od niechętnych do współpracy ludzi, a w ogólnym chaosie i tłoku morderca może jeszcze długo unikać kary.
„Prawda to marny interes” jest książką osadzoną w dialogach – to oznacza, że autor zagęszcza rozmowy i opiera na nich większość scenek. To również w konsekwencji przynosi zwiększenie emocjonalności poszczególnych fragmentów. Matecki dba przede wszystkim o silne przeżycia – drobiazgowe opisy są bardziej bliskie powieści detektywistycznej, a od tego nurtu autor chce uciec (także by nie nasuwać przedwcześnie skojarzeń z finałem). Chociaż w rozmowach toczy się całe śledztwo, nie ma tu mowy o sztucznym porządkowaniu informacji czy o strukturyzowaniu procesu ich gromadzenia – Matecki woli zachęcać do zanurzania się w przedstawiany świat niż matematycznie rozpracowywać intrygę, przynajmniej do czasu. A bardzo troszczy się o odejście od zwyczajnych sfer i znanych odbiorcom zwyczajów – chce do lektury zachęcić między innymi egzotyką kontekstu, w którym jego bohaterowie istnieją.
Ten tom skręca w stronę powieści kryminalnej. Widać, że autora bardzo kusi tworzenie narracji nasyconej, pełnej wrażeń poza podstawowym nurtem intrygi. Matecki zna wartość słowa i wpatrzony jest w klasyczne wielkie narracje – ich odprysk próbuje zamieścić w tomie rozrywkowym. „Prawda to marny interes” to próba znalezienia kompromisu między kryminałem, powieścią sensacyjną zanurzoną w historii, a literaturą z półki wyższej niż rozrywkowa. Matecki umiejętnie wprowadza odbiorców w rzeczywistość sprzed wieku – chociaż posługuje się bardzo często rozmowami, udaje mu się uchwycić swoistą malowniczość minionej kultury – i w takiej formie przekazuje ją czytelnikom.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz