piątek, 9 maja 2014

Anna Fryczkowska: Z grubsza Wenus

Prószyński i S-ka, Warszawa 2014.

Ciało

Dodatkowe kilogramy u kobiet mogą być przekleństwem lub dodawać im atrakcyjności, wszystko jest kwestią psychiki i samoakceptacji. W oczach mężczyzn piękne są zwłaszcza te kobiety, które czują się piękne – a piękna może być każda. Anna Fryczkowska tak naprawdę wykorzystuje truizmy – ale przecież jej powieść „Z grubsza Wenus” jest książką recyklingową – powstała z debiutanckiej publikacji „Straszne historie o otyłości i pożądaniu” – a przekazuje części odbiorczyń ważne prawdy o podejściu do własnego ciała. I mimo że autorka operuje schematami, odniesie sukces, jeśli po lekturze część zakompleksionych odbiorczyń spojrzy na siebie inaczej.

Na wczasach odchudzających w jednym pokoju spotykają się dwie kuracjuszki, Baśka i Janina. Ta pierwsza – znerwicowana, z kilkoma nadmiarowymi kilogramami, pełna jadu i pretensji do całego świata. Ta druga – ważąca sto osiemnaście kilo, pozornie pogodna i spokojna. Baśka katuje się kolejnymi ćwiczeniami i masażami, Janina nie radzi sobie z podstawowym marszobiegiem. Baśka walczy o szczupłą sylwetkę, Janina zachowuje się tak, jakby jej na tym nie zależało. Ale obie bohaterki są na wczasach przez presję otoczenia, obie chcą się odchudzić nie dla siebie. I obie mają w swoim życiu wielkie tajemnice, które zakłócają spokojny sen i nie pozwalają zrezygnować z wysiłku.

Anna Fryczkowska wybrała tu poszatkowaną narrację. W drobnych wydzielanych fragmentach prozy przenosi się od jednej do drugiej bohaterki (bardzo nieregularnie), a imię postaci sygnalizuje, której myśli i stanowisko uda się tym razem poznać. Poza stosunkiem do własnego (i cudzego) ciała kobiety coraz częściej zagłębiają się we własną przeszłość. Każda z nich ma czego żałować i czego się wstydzić – nadwaga to najmniejszy z problemów, choć i najbardziej widoczny. Fryczkowska powoli pokazuje, co zadecydowało o pójściu na wczasy odchudzające – i jakie wychowanie miało wpływ na oceny kobiet w dorosłym życiu. Zagłębia się też w ich małżeństwa, a dokładniej – w toksyczne historie o niezrozumieniu i pułapkach bycia z drugim człowiekiem. Baśka i Janina nawet nie przypuszczają, jak wiele je łączy.

Poza tematem cielesności Fryczkowska odnosi się również do samego jedzenia. Bardzo utrudnia czytelniczkom krytykowanie bohaterek czy oskarżenia, że same doprowadziły się do pożałowania godnego stanu. Zamiast przedstawiać obrazki z obżerania się, autorka przywołuje rozkosze jedzenia. Poszczególne potrawy przywołuje tak, że potrafi wywołać w czytelniczkach gargantuiczny apetyt. Nie musi już w ten sposób zastanawiać się nad przyczynami otyłości, nie znęca się nad swoimi bohaterkami, którym należy się jedynie współczucie, a na pewno nie pogarda. W krótkich „kulinarnych” akapitach łatwo zrozumieć, jak zaczyna się miłość do jedzenia.

Fryczkowska wyśmiewa schematy z powieści obyczajowych i komedii romantycznych, w których gruba bohaterka ma dwa wyjścia – albo schudnie i znajdzie szczęście (czyli mężczyznę), albo zaakceptuje siebie i wypełni kopciuszkowy scenariusz. Nie chce iść tym tropem, zresztą jej bohaterki są na to zbyt pokaleczone psychicznie. „Z grubsza Wenus” koncentruje się właśnie na sprawach psychiki oraz emocji – nadwaga jest źródłem problemów, ale nie tematem wydarzeń. Zresztą autorka sprzeciwia się przekonaniu, że wszystkie kobiety muszą być chude, by wzbudzały zainteresowanie. W jej ujęciu temat znany z obyczajówek i życia zyskuje głębię – i zupełnie nowe historie. „Z grubsza Wenus” to nie banalne czytadło o znanym przebiegu fabuły, chodzi tu o coś innego niż proste szczęście u boku wymarzonego partnera.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz