WNK, Warszawa 2014.
Miłość i hobby
Anna Mulczyńska dołącza do autorek, które szukają swojego sposobu na kojącą romantyczną i bestsellerową fabułę – jej „Powrót na Staromiejską” to nic innego, jak odpowiednie przerobienie poczytnych scenariuszy tak, by zasugerować nową jakość, a przy tym nie odłączać się zbytnio od przepisów na sukces. Obowiązkowo zatem pojawia się bohaterka skrzywdzona przez męża, kobieta, która zamierza szukać szczęścia gdzie indziej. Weronika Peterson wraca do Polski ze Szwecji – tu zamierza otworzyć sklep z artykułami do robótek ręcznych i rękodzieła. Naprzeciwko Robótkowa znajduje się natomiast pizzeria, której szef – niespecjalnie atrakcyjny – zwraca uwagę na piękną kobietę. Nie ma pojęcia, że Weronika nie zamierza się z nikim wiązać – wciąż świeże są rany po rozpadzie małżeństwa.
Mulczyńska postawiła na handmade w fabule i w konstrukcji powieści – kolejne rozdziały biorą tytuły ze znanego patchworkowego wzoru, który zresztą Weronika przygotowuje. Przyświeca jej w tym jasny cel – dopiero ukończenie robótkowego wyzwania pozwoli otworzyć się na nowe uczucie. Na staromiejskiej nie dzieje się wiele, więc Weronika może poświęcić się pracy – a i zdobywaniu nowych przyjaciół. Tu brawa dla Mulczyńskiej za kreację Roberta – ekscentryczny menadżer pizzerii ładnie ubarwia opowieść i bardzo przydaje się w samej akcji, wnosi do książki sporo humoru i pozwala się cieszyć ożywczymi – jak na senną uliczkę – pomysłami. W „Powrocie na Staromiejską” autorka stara się rozwijać różne tematy – wiadomy od początku romans utrudnia, zgodnie z konwencją , przedstawia rolę prawdziwych przyjaciół w najtrudniejszych chwilach, sugeruje niezbyt jasną przeszłość Weroniki, a do tego zajmuje się rękodziełem w najbardziej klasycznym wydaniu. Weronika lubi i potrafi szyć, dzieli się spostrzeżeniami (i trickami) na temat haftów, łączy materiały, rozkoszuje się dźwiękiem, jaki wydają nożyce przy ich rozcinaniu, dobiera wzory i kolory do swojego stanu ducha. W ten sposób zaintryguje i młode dziewczyny, które na blogach handmade’owych dzielą się swoimi dokonaniami i odkryciami (zresztą Weronika sama takiego bloga prowadzi), i starsze panie, które spokój odzyskują nad kanwą. Zresztą „Powrót na Staromiejską” jest tak przygotowany, by nieść ukojenie i opowiadać o ponadczasowej i krzepiącej sile prawdziwej miłości.
Mulczyńska nie jest w narracji przesadnie romantyczna. Bardziej zajmuje ją walka o byt w wykonaniu bohaterów. Zachęca do przedsiębiorczości i odwagi w realizowaniu własnych marzeń, ale unika pouczeń. Sprawia, że odbiorczynie same chcą angażować się w rzeczywistość Weroniki, ucieka w zwyczajność, którą sterują wielkie, chociaż nie zawsze uświadamiane uczucia. Połączenie modnego dzisiaj hobby i optymistycznego tonu narracji składa się na powieść deserową, lekturowe wytchnienie dla ceniących kobiecą literaturę.
W „Powrocie na Staromiejską” Anna Mulczyńska wykorzystuje czasem przerysowane filmowe chwyty, widać, że inspiracje czerpie z typowych baśniowych marzeń, które może i pobrzmiewają naiwnie, ale tu się sprawdzają. Widać, że autorka pisze dla przyjemności – jej zachwyty nad kuchnią i nad wyrobami handmade są niemal namacalne, wręcz zachęcają do testowania wyborów bohaterów, mogą być też odbierane jako swoisty sprawdzian kreatywności – lub źródło twórczych poszukiwań. Na Staromiejskeij Mulczyńska otwiera miejsce, do którego chce się zajrzeć po odrobinę spokoju.
Na tą książkę mam wielką chęć tym bardziej, że znam autorkę od kilku lat z jej bloga handmade :)
OdpowiedzUsuń