Egmont, Warszawa 2014.
Alternatywne kinderparty
Zofia Stanecka coraz bardziej się rozkręca, tworząc przygody małej Basi, idolki kilkulatków. Tom „Basia i urodziny w muzeum” pokazuje, jak daleko autorka odeszła już od pierwszych historyjek edukacyjnych o tendencyjnym z konieczności kształcie. Teraz już Stanecka nie musi przekazywać czytelnikom oczywistości, może zapuścić się w rejony mniej odkryte, a co za tym idzie – także ciekawe dla najmłodszych. „Basia i urodziny w muzeum” to historia, która jest doskonałym przykładem fabularnej odwagi w tomiku o charakterze edukacyjnym.
Basia i jej brat wybierają się na imprezę urodzinową koleżanki – impreza ta jednak odbywać się będzie nie w fastfoodzie czy klubie malucha, do czego wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić, a w prawdziwym muzeum, w Muzeum Narodowym w Warszawie – w miejscu, które z zabawą urodzinową grona kilkulatków kojarzy się najmniej ze wszystkich możliwych. Zamiast baloników, niezdrowych przekąsek i głośnej muzyki dzieci zostaną zaproszone do obcowania z kulturą i chłonięcia wiedzy. Owszem, brzmi odstraszająco i mało atrakcyjnie, przynajmniej z punktu widzenia kilkulatka. Ale rodzice Anielki zadbali o prawdziwe atrakcje dla maluchów. Dzieci w muzeum uczestniczą w specjalnych zajęciach dla rycerzy i księżniczek – przygotowują sobie nakrycia głowy wzorowane na średniowiecznych, a przy okazji słuchają ciekawostek opiekunki, która cierpliwie odpowiada na wszystkie pytania i szybko staje się prawdziwym autorytetem. Zwiedzanie muzeum nawet dla dzieci nie będzie trudne – zwłaszcza że kilkulatki mają szansę przetestowania kilku starych obyczajów w salach z eksponatami. Pomysłowo poprowadzone zajęcia nastawiają przychylnie do przybytku kojarzonego stereotypowo z nudą, powagą i brakiem możliwości zabawy.
Anielka to w serii o Basi bohaterka, której rodzice prezentują mało popularne poglądy na rozrywki czy sposób żywienia. Dzięki temu Zofia Stanecka może pokazać odbiorcom (oraz towarzyszącym im w lekturze rodzicom) alternatywne metody spędzania czasu z najmłodszymi. Organizacja edukacyjnych zabaw w muzeum może wydać się bardziej atrakcyjna niż kolejne hałaśliwe kinderparty – bez wątpienia po lekturze tomu „Basia i urodziny w muzeum” wielu małych odbiorców zechce takiej rozrywki spróbować. Stanecka nawet nie musi już zniechęcać do zwyczajnych i prostych, a niewiele wnoszących w rozwój dziecka imprez, powtarzalnych – bo modnych. Ona wykorzystuje kreatywne podejście do tematu, by zareklamować najmłodszemu pokoleniu coś nowego. A ponieważ Basia dobrze się przy tym bawi, maluchy bez trudu uwierzą w jakość nowej przygody. Rodzicom pozostanie natomiast odrzucenie wygodnych schematów.
Marianna Oklejak lubi ilustracje dziecięce w stylu: wykorzystuje różne techniki do wypełniania kolorem poszczególnych kształtów, stawia na proste postacie i wyraziste miny. Tym razem może się popisać w zakresie wymyślnych strojów, które rodzice uznają za śmieci a maluchy – za wspaniałą zabawę z użyciem wyobraźni. Pomysły Basi zyskują tu kształt, który być może rozbawi samych odbiorców. Cały tomik, przygotowany zresztą we współpracy z Muzeum Narodowym w Warszawie, zachęca do twórczego spędzania wolnego czasu i oddala stereotypowe, krzywdzące myślenie o przybytkach kultury przeznaczonych rzekomo wyłącznie dla zainteresowanych, nielicznych dorosłych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz